wtorek, 19 lipca 2016

Prolog

BILL

-Tom, jesteś gotowy? Za chwilę musimy wyjść.

Spytałem bliźniaka, zaglądając do jego pokoju. Odgarnąłem kilka czarnych kosmyków, opadających mi na oczy. Dredziarz grzebał za czymś w szufladach swojego biurka, a mnie powoli zaczynała ciążyć wypchana po brzegi sportowa torba, uwieszona na moim ramieniu. Tylko dlaczego mój braciszek tak się wystroił do studia…?

-Nie. Czekaj… gdzie są te perfumy, co dostałem ostatnio od mamy na urodziny?

Spytał, a ja zgłupiałem. O co mu chodzi? Stroi się, perfumuje…

-A ty co, tak się stroisz dla Geo?

Zakpiłem sobie, opierając się barkiem o futrynę. Nie powiem, nie czułem się najlepiej, ale nic sobie z tego nie robiłem. Ostatnio wciąż towarzyszyło mi to uczucie. Bliźniak obrzucił mnie morderczym spojrzeniem, a złośliwy uśmieszek zamarł na moich ustach. O co się tak wścieka?

-Oczywiście. Nie wiedziałeś? Spotykamy się od paru miesięcy.

Odparł sarkastycznie. Szczerze? Nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć. Stałem tak chwilę i przyglądałem mu się. W końcu chyba jednak znalazł to, czego szukał, bo uśmiechnął się tryumfalnie i skropił perfumami. Pasowały do niego, idealnie komponowały się z zapachem jego skóry. Nie ma co, mama dobrze trafiła. Odwrócił się i przejrzał w lustrze i w jednej chwili zrozumiałem.

-Nie jedziesz ze mną do studia.

To nie było pytanie. Spojrzałeś na mnie z zawadiackim uśmiechem na twarzy. Trafiłem.

-Nie. Idę z Rią.

Poczułem, jak krew się we mnie zagotowała. Dlaczego mi to robisz, Tom? Na prawdę nie mam siły na takie kłótnie. Zacisnąłem dłonie w pięści.

-Obiecaliśmy, że będziemy… poza tym wiesz, że nie lubię prowadzić. Chociaż mnie odwieź…

Ale ty już kręciłeś głową. Poczułem wzbierający smutek i złość. Co ta dziewczyna z nami robi, Tom? Zrobiła… Strach pomyśleć. A kiedyś byliśmy dla siebie wszystkim. W moich oczach wezbrały łzy. Spuściłem wzrok na moje buty.

-Oj, i tak musisz zadzwonić po któregoś z chłopaków, bo biorę samochód i muszę pojechać po Rię.

Oznajmiłeś, jakby to było coś najnormalniejszego w świecie. Ale nie było i nie jest.

-I dobrze! W cale nie chciałem, żebyś z nami jechał.

Warknąłem, okręciłem się na pięcie i zbiegłem po schodach na dół. Przystanąłem jeszcze na dole. Oblał mnie zimny pot i było mi słabo. To przez naszą kłótnię? Ciężko mi powiedzieć. Czułem, jak nogi pomału odmawiają mi posłuszeństwa, a mimo to szedłem dzielnie w stronę drzwi. Ale zanim do nich dotarłem, ogarnęła mnie ciemność a grunt osunął mi się spod nóg.

Zemdlałem.


TOM

Huk.

Tak, oczywiście znowu będzie się fochował. Jak raz nie pojedziemy razem to nic się nie stanie, a ja obiecałem Rii, że pokażę jej naszą próbę. A to, że nie ma samochodu, to już nie moja wina. Nie wystawię Rii! Mam nadzieję, że wyjdzie z tego coś konkretnego. Tak, wielki Tom Kaulitz się zakochał. Miłość w którą tak wierzy Billy, przydarzyła się mi.

Poprawiłem jeszcze dredy i postanowiłem zejść. Wziąłem jeszcze portfel z dokumentami i wyszedłem z pokoju. Kluczyki do auta leżą na komodzie w przedpokoju. Mam nadzieję, że mój kochany braciszek nie zabrał ich w akcie protestu.

Spokojnym krokiem schodziłem ze schodów, a gdy już byłem na pół piętrze, uderzyła mnie cisza. Nie, nie ta co zawsze, gdy Czarny się obraża. Większa. Martwa.

Zaraz rzuciłem się biegiem, zeskakując z dwóch ostatnich schodów, i dopadając do bladej, czarnowłosej, nienaturalnie chudej postaci, którą był nie kto inny jak mój braciszek, Bill. W ułamku sekundy znalazłem się przy bliźniaku, klepiąc go po białym jak śnieg policzku. Jak to możliwe, być aż tak bladym?

Nie wiedziałem, co się stało, na szczęście w tej panice przypomniałem sobie kurs jaki, zafundował nam kiedyś Jost. Wziąłem bliźniaka na ręce niosąc go salonu i szepcząc jak opętany.

-Billy, obudź się. Billy, braciszku, nie baw się tak głupio. Nie jesteśmy już dziećmi. Co ci jest? Pamiętasz, co kiedyś sobie obiecaliśmy? Pamiętasz? Nie możesz umrzeć. Nie pozwalam ci.

Powtarzałem wciąż trzy ostatnie słowa. Położyłem go na kanapie, kładąc dwie poduszki pod nogi. Gdy minęły wieki, co w sumie było jakąś minutą, zacząłem histeryzować. Przed chwilą byłem spanikowany. Teraz wariuję.

Wyciągnąłem telefon i wybrałem pierwszy lepszy numer z ekranu który przeznaczyłem na numery przyjaciół. W takich chwilach nie mam głowy do numerów, a oni zawszę pomogą.

-Tom? Gdzie jesteście? Mieliście być w studiu dobre pół godziny temu. Czekamy.

-Gus? Bill nie żyje!?!

Szlochałem do słuchawki, kompletnie nie zwracając uwagi na słowa perkusisty. Kiedy się rozpłakałem?

-Tom?! Co się dzieje? Gdzie jesteście?

Spytał, siląc się na spokój. Wie, że jeśli chodzi o mojego bliźniaka, to jestem przewrażliwiony i w przeszłości zdarzało mi się niepotrzebnie dramatyzować, ale nie tym razem.

-W salonie!! Gus, ja się zabije! Nie może umrzeć! Zabraniam mu!

Kiedy zacząłem krzyczeć? Z resztą, nie ważne. Teraz najważniejszy jest Bill. Billy, mój kochany braciszek…

-Spokojnie. David już dzwoni po karetkę. Zmierzyłeś mu puls?

-Jak?!

Zawyłem żałośnie. W moim sercu narastał strach a umysłem władała panika, która podpowiadała mi, że to już koniec. Koniec wszystkiego.

-Przyłóż palec serdeczny i fuckowy do tętnicy.

-Gdzie?!

-Tam, gdzie najczęściej robisz dziewczynom malinki.

-Aha…

Pociągnąłem nosem i zrobiłem, jak kazał, co wywołało u mnie jeszcze większą panikę.

-Ale ja nic nie czuje?

-To przyłóż ucho do jego serca. Słyszysz bicie?

-Nie…Tak…Nie…On umarł!!!!…Nie, żyje…

-To umarł czy żyje?

Chyba tylko on potrafi zachować spokój w takich momentach…

-Nie wiem. Ale, ja nie…

-Dobrze, spokojnie, już jesteśmy pod waszym domem. Karetka zaraz będzie. Otwórz nam.

-Nie!! Nie zostawię go! Klucz macie pod wycieraczką! Albo za powojnikami Billa!! On je kochał!

-Dobrze. Były pod wycieraczką. Tom, on je dalej kocha i ciebie też. On żyje. Spokojnie. Przyjechała już karetka.

Słyszałem, jak wchodzą do domu i podążają do salonu. Z Gusem i Davidem był jeszcze Geo. Zaraz potem wpadli jacyś faceci w czerwonych strojach. Strażacy? Wszystko docierało do mnie jak przez mgłę. Jak mnie odciągają od niego. Jak krzyczę by mnie puścili. Jak mówią, że będzie żył i coś tłumaczą. Później poczułem ból w ramieniu. I ciemność zawładnęła moim światem.

Czy to mój koniec i dołączę do Billa? Nie, przecież będzie żył. A, co jeżeli ja pójdę do piekła za Billa, choć on pójdzie do nieba? Nie ważne. Zrobię wszystko.

Dla Ciebie wszystko, Billy.

1 komentarz:

  1. Ta histeria Toma mnie zabiła xDDD Nie mogę przestać się śmiać, choć nie wypada, kiedy Billy jest nieprzytomny.. Jestem takim nieetycznym człowiekiem x''''D
    Pozdrawiam xoxo

    OdpowiedzUsuń