czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 6

BILL

Obudziłem się, ale nie otwierałem oczu. Czułem przeszywający ból w całej dolnej partii ciała i nawet nie chciałem się budzić. Mam ochotę zamknąć oczy i znów pogrążyć się w głębokiej ciemności.
Jednak mój organizm chyba stwierdził, że już dość wypoczął i postanowił wrócić do szarej, nędznej rzeczywistości. Jęknąłem cicho z bólu. Czułem na sobie zaschniętą spermę i krew, zarówno w odbycie, jak i na udach, pośladkach oraz plecach. W ustach mam pustynię a gardło mam już zupełnie zdarte od krzyku. Na policzkach szczypią mnie zaschnięte ślady słonych łez. Oczy mnie szczypią a wargi są suche i popękane. Głowa pulsuje nieznośnym bólem. Za co ja tak cierpię? Ledwo ruszam chociażby ręką a całe moje ubranie jest... poprzyklejane, podarte i brudne. 
Czuję się okropnie. 

Czuję się brudny. 

Bo gwałcił mnie. Dotykał mnie tam człowiek, do którego czuję tylko obrzydzenie i nienawiść. Osoba, której nie znam i nie kocham. Seks zawsze był... jest dla mnie czymś świętym. Czymś, co robi się z osobą, na której nam zależy. Jest to... bezgraniczne zaufanie i całkowite oddanie się partnerowi i partnerce. Nie ważne, jaką płeć mają osoby uprawiające ze sobą seks... Ważne jest uczucie między nimi, miłość. 

A on tak po prostu mi to zburzył. Zburzył moją świętość, której hołdowałem całe dwadzieścia lat mojego życia. Do wczoraj byłem prawiczkiem tylko po to, by oddać się ukochanej osobie. 

Po moich policzkach znów popłynęły łzy. Oczywistym jest, że nigdy nie zaufam bardziej nikomu, niż Tom'owi. Bliźniak jest dla mnie wszystkim, świętością, którą chcę chronić, mimo tego, że jestem słabszy. Kocham go i on zawsze jest na pierwszym miejscu... Ale raczej już nie będę miał szansy na obdarowanie kogoś jakimkolwiek uczuciem. Ani powiedzenia bratu, jaki jest dla mnie ważny i jak bardzo go potrzebuję. Nic mu już nie powiem... 

Rozpłakałem się na dobre, próbując stłumić szloch, który, gdy tylko drgało od niego moje ciało, wywoływał przeszywający ból w ciele. Serce tak mnie boli, że mam wrażenie, iż zaraz pęknie i przestanę w końcu czuć te okropne rzeczy, że w końcu zaznam spokoju. Ciekawe, czy gdy jestem torturowany, Tom to czuje? Zawsze czuliśmy nawzajem swój ból, nawet, jeśli byliśmy daleko od siebie, i mieliśmy względem siebie różne przeczucia, dlatego zawsze na czas mogliśmy zareagować. Czy tym razem Tom nie czuł wobec mnie żadnych złych przeczuć, gdy mnie porywali? Czy sam wtedy też obrywał? A może upił się? Mam tylko nadzieję, że nie brał narkotyków! Błagam, powiedzcie mi, że nie! Cholera, głupi ja, do kogo niby kieruję tę prośbę, do zimnych ścian czy do Staruszka? Przecież i tak jestem teraz tylko zwykłym niewolnikiem, i niedługo mój żywot dobiegnie końca. 

Chciałbym to już zakończyć, ale coś każe mi zostać przy życiu. Jakaś część, głęboko we mnie mówi mi, że nie mogę się poddać, że muszę walczyć do końca i przeżyć. Durna nadzieja. Ale rozkaz ten jest na tyle silny, że mu się poddaję i staram się wierzyć, że jednak odzyskam normalne życie, bo chociaż to naiwna wiara, to jest to jedyne, co mi pozostało. W tej chwili nie mam nic innego. 

-Obudziłeś się? 

Usłyszałem za swoimi plecami, gwałtownie się odwróciłem co wywołało u mnie cichy jęk bólu. Staruszek stał w drzwiach i śmiał się obrzydliwie. Przypominał mi teraz taką wielką ropuchę. Oślizgłą i obrzydliwą. 

-Brać go. 

Rozkazał ochroniarzom i wynieśli mnie z pomieszczenia. Już nie zasłaniali mi oczu. Przykuli mnie znów do tego krzesła co za pierwszym razem, i kamera wycelowana prosto w moją twarz, została włączona. Staruszek przybliżył się do mnie. 

 -Czas nakręcić czwarty filmik dla twojego braciszka. Jak myślisz, szuka cię już, czy może wyrzucił cię ze swojego życia i zupełnie nie przejmuje się losem swojego kruchego, młodszego bliźniaka? 

Zapytał a każde słowo wręcz ociekało jadem. Nie odpowiedziałem, za co dostałem z liścia w twarz i rozkaz, że mam odpowiedzieć. 

-Mam nadzieję, że zapomniał. Odpowiedziałem zachrypniętym głosem. Czułem, jak każdy z moich mięśni jest niebywale ciężki. Czułem się, jakbym był niesamowicie chory. Pociłem się dosyć sporo, a nigdy nie miałem nadmiernej potliwości, miałem wręcz jej niedobór. W dodatku co chwila przechodzą mnie dreszcze i jest mi niesamowicie zimno. A ta ropucha jeszcze się śmieje. 

-A powiedz nam... jak się czujesz? 

Zadał kolejne jadowite pytanie. Skrzywiłem się. 

-Tak sobie. 

Zaśmiał się znów, a mi przed oczami stanęła przeraźliwa, obrzydliwa, monstrualna ropucha, śmiejąca się jak stojący nade mną staruszek. 

-A ile już nie jadłeś? 

Zapytał znów. 

-Od dnia porwania. 

Odpowiedziałem znów, nie chcąc po raz kolejny oberwać. Spojrzał na mnie z uśmiechem. 

-No, no... ładnie tak gardzić naszymi przysmakami? Nie smakowała ci nerka tej kobiety z przedwczoraj? 

-Nie. 

Obszedł mnie dookoła i chwycił w garść moje włosy, odchylając mi boleśnie włosy w tył, aż syknąłem. 

-Widzisz, Tom? Twój braciszek żyje. Co prawda jest trochę pokiereszowany, ale żyje. Mam nadzieję, że już szukasz pieniędzy na odzyskanie go. -

Mach das nicht, Tom! Er will mich töten! Auch wenn er hat dein Geld! Vergessen! (Nie rób tego, Tom! On chce mnie zabić! Nawet, jak dostanie pieniądze! Zapomnij!) 

Krzyczałem, za co dostałem w brzuch. Wiem, że nie mogli mnie zrozumieć i o to mi chodziło. Kaszlałem i próbowałem złapać oddech. Odetchnąłem po minucie lub dwóch i w końcu mogłem normalnie oddychać. Odchyliłem się znów na krześle. 

-No, no, nie ma obaw, i tak nie wiesz nic na tyle przydatnego, by się martwić, że możesz coś wypaplać. 

Odparł z uśmiechem. 

 -Wstrzyknij mu to, co ostatnio. 

Powiedział do mężczyzny w kitlu, który dopiero co wszedł do pomieszczenia. Ten jedynie skinął głową i mimo moich krzyków i wyrywań wstrzyknął mi ponownie białą ciecz. Znów ogarnął mnie palący ból, rozchodzący się po każdej, nawet najmniejszej komórce ciała, aż zmęczony krzykiem i błaganiem, by przestali, zemdlałem z imieniem bliźniaka na ustach.


TOM

 
Znów obudziłem się w tej cholernej sali. Szczęście, że nie byłem podłączony do żadnej aparatury, czy kroplówki. Niezwykle radosne było to, że byłem sam w sali, to, że była to sala jednoosobowa oraz iż miałem w niej torbę z ubraniami. Wstałem i zamknąłem otwarte drzwi. Wziąłem torbę i zacząłem się ubierać w jak normalniejsze rzeczy: dżinsy z krokiem w kroku... no może trochę poniżej... no co?! 


W brew pozorom Tom Kaulizt też człowiek, słabości ma trzy: spodnie z krokiem - poniżej kroku, gofry i Billa. Tylko cii!! 

Oprócz spodni, jakaś bluzka i duża bluza. Już miałam wychodzić, gdy do pokoju weszła jakaś młoda pielęgniareczka, pewnie stażystka. Ona, tak samo jak ja, stanęła z tacą w ręku zaskoczona, iż pacjent, który pewnie jeszcze powinien leżeć w łóżku, wybiera się na spacerek. Szybko, pod wpływem impulsu, podszedłem do niej, wziąłem tabletki przeciw bólowe i łapiąc ją za kark namiętnie pocałowałem. Um, smakowałem smaczniejsze usta. Nie, nie Rii. Nie pamiętam, kogo, ale zawsze, gdy się całuję przypominam sobie, że to nie to, że gdzieś na tym świecie są usta doskonałe, idealne. 

Ręką, którą trzymałem na jej karku, znalazłem odpowiednie miejsce i lekko je nacisnąłem, a biedna stażystka zemdlała. Umie się te starożytne sztuki. Kun-fu panda nawet mi nie podskoczy! Ha, taki ze mnie macho. 

Położyłem ją na łóżku i podszedłem do drzwi, a nie widząc nikogo znajomego ani żadnej pielęgniarki, wyskoczyłem z pokoju i nakładając kaptur na głowę skierowałem się do najbliższego wyjścia, które, na szczęście, było rzadko używane. Na nieszczęście pamiętam, jak Billy stracił głos, kręciłem się po szpitalu póki z niego nie wyszedł i wszystkie jak najmniej zatłoczone wyjścia znam chyba lepiej niż tutejsi lekarze. 

Wyszedłem na zewnątrz. Po dwóch nocach spędzonych w szpitalu świeże powietrze... raczej powietrze nie cuchnące lekami, to było niczym orgazm po waleniu. Da się mieć silniejszy, ale wystarczający, by przeżyć dzień. Zarzuciłem torbę na ramię i ruszyłem w stronę przystanku autobusowego. Stresuje się. Tak dawno nie jechałem komunikacją miejską, że szkoda gadać. 

Szedłem chodnikiem, było zimno jak na czerwiec, więc nikt się na mnie dziwnie nie lampił, że chodzę z kapturem na głowie. Zaczęło padać, ech, lubię deszcz, on oczyszcza, łagodzi. Ciekawe, co robi teraz Billy. Raczej teraz nic mu nie robią. Czułbym to... O! I oto jest przystanek. 

Podszedłem do kartki z rozkładem jazdy i... Kto to wymyślił?! (nad Tomem pojawiły się teraz takie czarne kreseczki w niebieskim dymku, w anime oznaczają załamanie) Rozejrzałem się po najbliższym otoczeniu. Na końcu korytarza stała tylko jakaś staruszka z różową parasolką. 

-Em, przepraszam. Czy umie pani to odczytać? 

Boże, nie pamiętam, kiedy czułem się tak głupio! 

-A, co? Piwska się wypiło i się już nie tak widzi, co? Ech, ta dzisiejsza młodzież... 

-Niezupełnie, dawno nie jeździłem autobusem. Z bratem zawsze się autem poruszałem... 

-No to wio do auta, albo po brata dzwonić! 

-Auto u mechanika, a brat wyjechał na wakacje... 

Trochę nie w porządku jest kłamać staruszce, ale nie powiem jej, że zwiałem ze szpitala, a Billa porwano, nie? Dobrze, że mnie nie poznała, bo by była klapa. 

-Dobrze, dobrze młodzieńcze. Gdzieś to się wybierasz? 

-Berlin. 

-No to masz szczęście. Autobus masz za 15 minut... Tom, mogę prosić o autograf dla wnuczki? 

Facepalm. 

-Moje przebieranki są aż tak tragiczne? Ma pani jakąś kartkę? 

-Nie, są świetne. Strzelałam. Proszę... I proszę napisać, że dla Anny, dobrze? 

-Mhm. Proszę. 

Podpisałem kartkę, a ona weszła do autobusu, który właśnie przyjechał. Mój jest za 10 minut. Ech, nawet miła ta staruszka. Muszę znaleźć jakiś nie drogi hotel, bo nie mam za dużo forsy w portfelu, a z karty korzystać nie będę! Jeszcze mnie Jost znajdzie i nie będziemy szukać Bill'a, a tego nie zniosę. Muszę go znaleźć i to jak najszybciej! Policja niby jest zawiadomiona, ale po co mam czekać, skoro PEWNA osoba wisi mi przysługę? 

Znajdę Billa. 

Miejmy tylko nadzieje, że nie będę musiał lecieć za nim w kosmos, ale jeżeli Bill będzie nawet w innej galaktyce to tam polecę! A, co jeżeli Bill;a porwali kosmici? Żeby zbadać jego piękny głosik i cudowne oczy? Mam nadzieję, że nie wyrwą mu strun głosowych! Kocham jego głos, jest taki...taki...billowy, a że Bill jest mój to jego głos też, czyli jego głos jest taki mój. Wiem, że to głupie, ale mam wszystkie nasze piosenki na komórce, w sumie wiem, że Bill zawsze mi zaśpiewa, jeżeli go o to po proszę, ale zawsze będzie poprzedzać to pytanie „czemu? Ech, Bill bo cię kocham, braciszku i za tobą tęsknie... Jak wrócisz, to dam ci nawet przemeblować swój pokój. Tylko wróć!

Podjechał właśnie autobus, a że nie miałem biletu, musiałem kupić u kierowcy. Na szczęście mnie nie poznał, tylko się dziwnie popatrzył, ale ja przecież się starałem normalnie ubrać! Naprawdę się starałem! 

Czekają mnie dwie godziny męczarni tutaj, więc wziąłem dwie przeciwbólówki, jakby zaczęli coś Bill'owi robić i lulu papa. Zasnąłem prawie natychmiast, jak zwykle w takich chwilach mając twarz bliźniaka przed oczyma. 

-Auu. 

Obudził mnie ból na całym ciele, ale już nie taki, żeby nie można było go kontrolować, dobrze że pomyślałem o tabletkach, ale dlaczego znęcają się nad Billem codziennie, czy oni powariowali?

Już nie długo Bill. Wytrzymaj jeszcze troszeczkę. Znajdę cię.

Gdy, ból minął wyszukałem w komórce jakiś w miarę tani hotel, gdzie mógłbym spokojnie przenocować. Myślę, że taki za 100 euro jest odpowiedni, zawsze z Bill'em płaciliśmy po 1000 euro co najmniej. No, ale z karty mógłby mnie znaleźć, kretyn jeden, Jost. W sumie, robi co zwykły śmiertelnik by robił, i nie wiem czemu się na niego wnerwiam... Ech, naprawdę nie wiem, chyba że to... o! 

W końcu Berlin Hauptbahnhof. Przeszedłem bez problemu drogę do hotelu, tak samo dostałem pokój bez pokazywania dowodu. Nie zamawiałem śniadania, w takich hotelach są parówki, wole kupić coś na mieście niż jeść mięso.

Pokój był... mały. W porównaniu do mojego pokoju, bardzo mały. Miał szafkę, łóżko i stoliczek, a ściany niebieskie. Gdzie nie gdzie odpadała farba albo tynk, ale nie przejąłem się tym. Rzuciłem torbę w kąt i położyłem się na łóżku, ściągając najpierw buty. Bill nie cierpi jak kładę się z nimi.

Bill...

Oczy mi się zaszkliły, ale nie płakałem. Nie mogę już płakać, bo jak się załamie to nie znajdę Młodego. Leżałem tak i przypominałem sobie te piękne chwile razem. Przypominałem sobie jego słowa, wyraz twarzy. Miłość w jego oczach. Tą pasję, z jaką przeżywał każdy dzień. 
 
Wyleciała z mojego oka jedna, jedyna zabłąkana łza i zasnąłem z imieniem bliźniaka na ustach.

czwartek, 21 lipca 2016

Rozdział 5

BILL

Gdy znów się ocknąłem, leżałem już z powrotem na swoim miejscu, a obok mnie stał talerz z kanapką i butelką wody. Pulsujący ból głowy sprawiał, że miałem ochotę rozwalić sobie czaszkę. Na moje szczęście nie miałem na to sił. Wypiłem wodę i sprawdziłem, z czym ta kanapka. Oczywiście z ich kolejnym specjałem. Tak strasznie burczy mi w brzuchu!

Oparłem się o ścianę i przymknąłem oczy. Chłód cegieł przyjemnie uśmierzał ból wywołany wcześniejszym uderzeniem w głowę. Pomyślałem o Tom'ie. Pewnie pierwsze nagranie już otrzymał a drugie właśnie do niego idzie. Będzie cierpiał... mam nadzieję, że Ria skutecznie zajmie moje miejsce.

Westchnąłem cicho. Miałem dużo mniej nadziei, niż kiedy pierwszy raz się tu obudziłem, a minęły raptem trzy dni. Zacząłem wspominać chwile spędzone z bliźniakiem. Nigdy więcej go nie zobaczę....  nigdy więcej go nie przytulę, nie poczuję zapachu jego perfum, nie poczuję silnych ramion oplatających mnie w bezpiecznym uścisku, nie zobaczę jego wspaniałego uśmiechu, nie dotknę jego gorącej skóry, nie skosztuję przygotowanych przez niego dań, nie obejrzę z nim żadnego filmu, nie napiszemy razem już żadnej piosenki, nie powygłupiamy się razem, nie usłyszę bicia jego serca...

Sam nie wiem, kiedy zacząłem płakać, ale to wszystko mnie przytłaczało. Błagałem go w myślach, by olał to nagranie, chociaż wiedziałem, że tak nie zrobi. Modliłem się, by Ria kazała mu o mnie zapomnieć i by jej posłuchał. Nie chcę, żeby cierpiał, za bardzo mi na nim zależy. Przestanie cierpieć gdy o mnie zapomni lu gdy umrę. może tak by było lepiej? To śmieszne... zawsze tak bardzo chciałem żyć, a teraz z taką łatwością stwierdzam, że może powinienem umrzeć. Ale tu chodzi o dobro mojego bliźniaka, a dla niego jestem w stanie skoczyć w paszczę lwa.

Po kilkudziesięciu minutach z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Ochroniarze znów związali mi jakąś szmatkę na oczach i wyprowadzili z celi. Cały drżałem na myśl, co też ten psychol może wymyślić. Nigdy nie czułem aż takiego strachu, a mimo to bardziej martwiłem się o brata niż o siebie.

W sali tortur popchnięto mnie na podłogę i zdjęto materiał z oczu. Obok Staruszka, który oczywiście już mnie filmował, stał jakiś mężczyzna.

-To on?

Zapytał nieznajomy, a ja aż przełknąłem gulę w gardle. Miałem złe przeczucia.

-Tak. Na te kilka minut jest cały twój.

Usłyszałem a nieznajomy uśmiechnął się sadystycznie i podszedł do mnie. Moje oczy rozszerzyły się z niemego strachu, ale z gardła nie wyrwał się ani jeden dźwięk.

-Śliczny... dziewica?

Spytał, a ja znów zadrżałem i skuliłem się bardziej.

-Z tyłu.

Odparł staruszek. Mężczyzna, dobrze po 40, zaczął zdejmować swój krawat. Spojrzał na mnie i po chwili chwycił mocno moje włosy, na co aż jęknąłem. Pociągnąłem mnie do ściany, gdzie przykuł mi ręce do wiszących kajdan. Zauważyłem kątem oka, że Staruszek przesunął się z kamerą by mieć lepszy widok.

Wszystko potoczyło się szybko a jednocześnie zbyt wolno.

Nieznajomy mężczyzna zerwał ze mnie spodnie i bieliznę. Zdjął te części garderoby także z siebie i z przerażeniem zauważyłem, że jest już mocno podniecony. Od razu złapał mnie za biodra i wszedł we mnie cały, a jego penis był duży, szczególnie dla mnie. Nigdy nie pieprzył mnie facet.

 Ból i uczucie rozrywania rozeszły się nagle po moim ciele, atakując z całej siły. Krzyknąłem, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Mężczyzna niemal od razu zaczął się we mnie brutalnie i głęboko poruszać. Czułem jedynie narastający ból i ciepłą ciesz na udach. Nie, mężczyzna jeszcze nie skończył. Słone łzy spływały mi po policzkach a z ust wydobywały się co rusz krzyki bólu. Wreszcie skończył we mnie i wyszedł.

Miałem nadzieję, że to już koniec, ale nie.

Odwrócił mnie tyłem do ściany i dopiero wtedy zobaczyłem, że Staruszek robił zbliżenie na moją twarz, a teraz się oddala, by widzieć w obiektywie całą moją sylwetkę. Mężczyzna znów we mnie wszedł i się poruszał. Znów doszedł. A potem znowu. Następny wytrysk był suchy.

Nie wiem, ile jeszcze mnie tak gwałcił, bo nim zdołał dojść po raz kolejny - zemdlałem, z ulgą oddając się ciemności.

TOM 

Wygoniłem Josta do domu, żeby się spakował. No bo sam to ja raczej nie pojadę, nie? Ktoś przed zabiciem porywaczy musi mnie stopować, nie? 

No dobra trzeba się spakować! Poszedłem do swojego pokoju, wywaliłem wszystkie ciuchy, wyciągnąłem spod łóżka walizkę i... i co ja mam zabrać? Weźmy na to, że jadę na tydzień. Ok? Ok. To tak. Siedem bluzek, oczywiście wszystkie od Bill'iego. Siedem spodni... może mniej? Mogę zawsze chodzić dwa dni w jednych spodniach... Ale, nie. Jak zejdzie dłużej to wtedy będę ubierać jeszcze raz. To siedem spodni, tyle samo bielizny, skarpetek, trzy paski do spodni... i chyba tyle, nie? Spakuje jeszcze Billa i jedziemy, a no i laptop i komórka moja jedyna... Nie! Mylicie się moją ukochaną też biorę! Tak! Moją czapkę ukochaną zaraz po Billu, moją jedyną prawdziwą miłość życia mego śmiertelnego i pośmiertelnego... Nie, nie przesadzam. xD 

Przeszedłem pokój w z dłuż i w szerz i chyba tyle. Skierowałem się ze sportową torbą do pokoju Billa. Miał pokój ze białymi ścianami, podłoga i meble były zrobione z czarnego dębu. Dobrze, że garderobę ma jako osobny pokój, bo za pięć lat pewnie byś my się nie wypłacili. Jak się w chodzi to po lewej stronie jest 12 metrowa ściana z drzwiami do garderoby i łazienki, naprzeciwko znajduje się łóżko z baldachimem, nasze wspólne dziecięce marzenie, w rogu komoda. Sześć metrów od drzwi znajdował się na całą szerokość pokoju schodek w dół, gdzie Billy urządził coś na gust saloniku. Kanapa, stolik, fotele, fotel-worek, a zamiast ściany równoległej do drzwi była szyba, którą można przyciemniać. Skierowałem się do garderoby, przechodząc przez milutki kawowy dywan, by poczuć go między moimi gołymi palcami. Ech, to się nazywa prawdziwa rozkosz. Tak, więc wszedłem do garderoby. Wziąłem pierwsze lepsze osiem bluzek, spodni i skierowałem się do szuflady z bielizną. Z siedem bokserek, skarpetek, dildo, dwa paski... Zaraz dildo ?! Że, co? Hehehe, bardzo śmieszne. Naprawdę... Pewnie wsadza dziewczynom... 

Boże, przecież on jest prawiczkiem!! Tylko mi nie mówcie, że to Billa!! Dildo ma nie więcej niż piętnaście centymetrów, więc może to tylko tak dla żartu, albo z ciekawości... Albo, żeby się nim pieprzyć. 

Klapnąłem na podłogę z szoku. Mówił, że podobają mu się dziewczyny, a mnie nie okłamałby, więc albo ma specjalne upodobania, albo... jest w 50% gejem. 

WoW. O.K. 

Włożyłem dildo do kieszeni by zaraz potem po szybkim zgarnięciu kosmetyków Billa, udać się z powrotem do swojego pokoju. Ten to dopiero marzenie. Na przeciwko drzwi były cztery okna ułożone w rzędzie, a pomiędzy nimi wejście na taras-balkon, który leży na garażu. Po lewej stronie od drzwi ściana była pokryta kolorowym napisem w stylu graffiti „Carpie diem” mojego wykonania z drobną pomocą mojego braciszka. W tejże ścianie znajdowały się dwoje drzwi(też pokryte farbą). Jedne do łazienki drugie na basen do którego można się dostać też przez drzwi z Młodego łazienki. Po prawej stronie ściany punktu wyjścia stała komoda i w rogu szafa. Ściana równoległa do okien (przy której stała owa komoda) miała kolor pomarańczowy, przy oknach była czarna, zaś pozostała ściana była niebieska. Nasze pokoje mają bardzo podobny układ i też mniej więcej w środku pokoju przez szerokość przebiegał schodek. Na środku, przy stopniu niższej części pokoju stało identyczne łoże co u Billa. Na środku jasnej podłogi (tej wyżej) leżało futro (sztuczne oczywiście). Pod oknem w rogu ściany z napisem stało biurko z różnymi pierdołami. Skoczyłem szybko jeszcze po kosmetyczkę i już gdy schodziłem usłyszałem dzwonek do drzwi. Em, przecież Jost miał przyjechać za jakieś dziesięć minut. 

Wziąłem jeszcze bułkę i otworzyłem drzwi, gdzie stała Ria. 

-Cześć, skarbie. O, gdzie się beze mnie wybierasz?! 

To już wyjechać bez ciebie nie mogę? Po mojego Billa, jadę! 

-Hej, Ria. Jadę do Berlina. Billy został porwany... o ! Już przyjechał Jost muszę lecieć. 

Szybko cofnąłem się po torby i omijając ją. Drzwiami się nie przejmowałem, zapewne Saki się nimi zajmie. Zawsze ja to robiłem, ale nie mam teraz do tego głowy. 

Ria dalej stałe pod drzwiami... i teraz znowu mogę stwierdzić, że nie rozumiem kobiet. Po chuja tam stoi! Przecież dom jest pusty. 

Włożyłem torby do bagażnika i już miałem wsiąść do samochodu upadłem z krzykiem na kolana. Boże, Billy! Co się dzieje? Brzuch bolał mnie nie miłosiernie, wyciskając z oczy łzy, a z gardła krzyk. Byłem przerażony. Nagle zrobiło mi się niedobrze i zwymiotowałem na środku chodnika. Zarejestrowałem jeszcze ból z tyłu głowy i zatraciłem się w ciemności. 

***

Boże, jestem w pokoju Billa? Tak tu biało... Nie, stop! Bill ma wygodniejsze łóżko...

Zerknąłem na ścianę boczną. Też biała, ale zdecydowanie nie Młodego. Bliźniak nigdy by tak nie wybrudził ściany, prędzej ja... No chyba, że byłaby bitwa na jedzenie. Billy ma gorszego cela i pół wylądowałoby na ścianie. Ech, ale i tak by pewnie wygrał... 

Otworzyłem oczy i mogłem stwierdzić iż znajduje w sali szpitalnej, a nade mną, jak katy stoją Jost i Ria, kłócąc się znowu o jakieś gówno. Kiedy oni przestaną zachowywać się jak dzieci?! I co ja tu robię, do cholery?! Bill mnie potrzebuje, a ja się wyleguje! Scheiße! 

Zerwałem się z łóżka jak oparzony, a oni przynajmniej przestali się kłócić. 

-Gdzie są moje ubrania! Mieliśmy jechać, do cholery! 

-Tom! Uspokój się! Jak się odzywasz przy kobietach! 

A, ta znowu swoje zaczyna! Boże, najlepiej to być gejem i od kobiet trzymać się na kilometr! 

-Odzywam się tak jak chce! Do cholery! 

-Tom, twoje rzeczy są w szafce. Źle się poczułeś, albo zjadłeś coś i zwymiotowałeś na chodnik krzycząc z bólu... Co się stało? Wrzeszczałeś, jakby cię obdzierali ze skóry nawet, jak straciłeś przytomność. 

Co jest? Serio?! Nie czułem wiesz? Kolumb z ciebie Jost! Zwymiotowałem bo miałem takie kaprycho... Pff... 

-Coś z Billem. On bardzo cierpi i ja to czuje. Czuje tylko cząstkę tego co on, … 

-Przestań pieprzyć, Tom! Nic tylko „Bill to... Bill tamto...” mam tego dość! Pewnie uciekł gdzieś i dobrze, a ty od razu się nad nim trzęsiesz! Jak zdechnie to nad jego grobem zatańczę! Nikt po nim płakać nie będzie. To tylko drący się i na kilometr cuchnący pedalstwem, cwel! Co cię on obchodzi?! Jesteś mój! Nie jego. O, nie. On i tak prędzej czy później zginie. Pff. Nie zdziwiłabym się, gdyby miał zamiast ptaka cipę! Nie, sorry... Nawet kobiety mają większe jaja od niego. Zachowujesz się, jakby to on był twoją dziewczyną, a nie ja! Ta suka, nadaje się tylko do pierdolenia! Do kochania masz mnie…! 

Nie, nie mogłem już wytrzymać. Wstałem i uderzyłem ją z liścia w twarz. Nikt, do cholery (to pomyślane z naciskiem), nie będzie obrażał mojego brata!! 

-Nie, należę do ciebie, ani do nikogo! A od ciebie nawet menel jest więcej wart, dziwko! Dałabyś każdemu i każdej byle być bogata! Bill to osoba, która jest dla wielu bezcenna. Wielu ludzi podziwia jego prace, piosenki nawet sam styl. Ma więcej godności niż my troje razem wzięci. Dąży do swego celu, tak by nikomu nie zaszkodzić i nikt na tym nie stracił, a tym bardziej on, w przeciwieństwie do ciebie, nikogo nie wykorzystuje. 

Musiałem na chwilę przerwać i wziąć pierwszy głębszy wdech od początku tej wypowiedzi, a przy okazji trochę się uspokoić. 

-Ria, z nami koniec. Panowie... – tu zwróciłem się do ochroniarzy, którzy właśnie przyszli zwabieni krzykami - … proszę wyprowadzić tą panią i trzymać ją ode mnie z dale... Aaa!! 

Znowu ten przerażający ból, przeszył moje ciało, najbardziej dając o sobie znać w okolicach pośladków i, jak zwykle, brzucha. Zwinąłem się na łóżku w kłębek próbując choć trochę zminimalizować ból, ale na nic się to zdało. Czułem się, jakbym był w wodzie, prawie nic nie było słychać, wszystko rozmazane i nie mogłem złapać oddechu. Boże Billy, co ty prze ze mnie musisz przeżywać? 

Ból powoli przechodził. Powoli. Bardzo. Nadal czułem wielki dyskomfort w różnych partiach ciała, ale już dało się zauważyć iż ból nie jest mój, tylko Młodego. Billy, wkrótce cię znajdę, przysięgam. I własnymi rękoma zabije tych skurwieli. 

Powoli wracając do rzeczywistości usłyszałem lekarza głos, jak w piosence „Jak anioła głos” 

 -Musi pozostać w szpitalu co najmniej tydzień. Chcemy mieć go na oku jeżeli ataki by się powtarzały. 

 -Będą się powtarzały dopóki nie znajdę Billa, konowale. 

Wychrypiałem. Nie jest dobrze. Czuję, jakbym miał zasnąć. A ja muszę znaleźć Młodego. Nie mogę go stracić. 

Nie mogę.

wtorek, 19 lipca 2016

Rozdział 4

BILL

Gdy odzyskałem przytomność, znów znajdowałem się w mojej celi. Czułem ból dosłownie na całym ciele. Otworzyłem powoli oczy. Obok mnie stał talerz z jakąś marną kanapką i butelka wody. Mimo, że mój organizm domagał się dostarczenia mu kalorii i wody, nie dałem rady się ruszyć. Leżałem, czekając, aż choć trochę przywyknę do bólu. Nigdy nie byłem odporny na ból, nic dziwnego, że moje ciało tak reaguje. 

W końcu podniosłem się na drżących ramionach i usiadłem, opierając się o ścianę. Wziąłem na kolana talerz i spojrzałem na kanapkę. Wyglądała dziwnie i coś z niej wystawało. Podniosłem kromkę do góry i poczułem tak wielki strach i obrzydzenie, że nie dość iż zacząłem krzyczeć ze strachu, to jeszcze wywaliłem talerz z całą zawartością na przeciwległy koniec pomieszczenia. 

Na chlebie znajdował się... kawałek nerki. Żołądek podszedł mi do gardła, ale nie miałem czym wymiotować, więc poza kaszlem nic nie wyszło. Napiłem się wody, uprzednio chyba ze dwie minuty sprawdzając, czy przy niej nie czeka mnie żadna niespodzianka. I wtedy mnie coś tknęło. 

Podciągnąłem do góry bluzkę i panicznie zacząłem badać ciało. Nic mi nie wycięli... ulżyło mi w pewnym stopniu. Opadłem z powrotem na posłanie i próbowałem wyzbyć się tego okropnego obrazu z głowy. Zacząłem płakać. 

Nie tak wyobrażałem sobie przyszłość... dlaczego mnie porwano? Niby wiem, po co, ale człowiek zawsze zadaje sobie takie bezsensowne pytania w takich chwilach. Pomyślałem o Tom'ie i niemal bezwiednie zacząłem cicho śpiewać "Rette mich", chociaż z całych sił walczyłem z wiarą, że mnie uratuje. Chciałem, by zapomniał, a jednocześnie chciałem móc się do niego przytulić i wiedzieć, że już wszystko jest dobrze, że już obaj jesteśmy bezpieczni. 

Skuliłem się na materacu i płakałem tak długo, aż nagle zapaliło się światło. Wzdrygnąłem się i zaraz poczułem, jak silna ręka jednego z ochroniarzy ciągnie mnie za włosy do góry. Syknąłem i spojrzałem na stojącego przede mną z uśmiechem Staruszka. 

-Widzę, że nie smakował ci obiad. 

Powiedział, śmiejąc się, a na mojej twarzy pojawił się grymas. Skinął na ochroniarza, który zaczął ciągnąć mnie w stronę drzwi. Znów zawiązano mi oczy i wyniesiono z pomieszczenia, przenosząc do innego. 

Gdy odsłonili mi oczy, zobaczyłem leżącą na stole kobietę w ciąży. Była blada i przerażona. Usadzono mnie na stole obok niej i przywiązano mi ręce i nogi do krzesła. Patrzyłem przerażony na te wszystkie ostrza. 

-Nie chcemy cię zbytnio uszkodzić... na razie. Po pierwsze dlatego, że mielibyśmy z tego mniejsze korzyści, ale po drugie.... bo to musi być ciekawe, zniszczyć twoją psychikę. 

Zaśmiał się Staruszek i znów włączył kamerę. Skinął na ubranego na biało, zamaskowanego mężczyznę. Dopiero teraz zauważyłem, że kobieta jest przywiązana do stołu. Przeczuwałem, co nadejdzie. Chciałem odwrócić wzrok, ale mi nie pozwolono - ochroniarz trzymał mnie mocno za włosy. 

Biały mężczyzna podszedł do kobiety ze skalpelem w dłoni i w akompaniamencie jej głośnych krzyków rozciął brzuch, po chwili wyciągając dziecko. Trzymał je byle jak, szybko przeciął pępowinę. Zacząłem płakać. Gdy mężczyzna skręcił dziecku kark, zdałem sobie sprawę, że krzyczę razem z matką noworodka. Błagałem ich, by przestali, ale Staruszek tylko bardziej się śmiał, a mężczyzna odłożył zwłoki na drugi stół i włożył rękę we wnętrze kobiety przez ranę, którą jej zrobił by wyjąć dziecko. Nie wiem, co jej ruszał, ale kobieta krzyczała niemiłosiernie, a ja razem z nią. Chyba nigdy tak bardo nie bolało mnie gardło od krzyku. Płakałem, krzyczałem, ale ich to nie ruszało. W końcu kobieta zaczęła krzyczeć jeszcze głośniej, co było chyba niemożliwe. 

-Przypatrz się, stąd się biorą nasze specjały, które dziś tak bezmyślnie odrzuciłeś. 

Oznajmił Staruszek, a ja nie byłem w stanie odwrócić wzroku. Kobieta w końcu przestała krzyczeć a po kilku chwilach zupełnie przestała się ruszać. Zabili ją. Krzyk zamarł mi na ustach ale wciąż płakałem. Proszę, nie... nie chcę takiego życia... 

-Zabijcie mnie. 

Powiedziałem głośno. Nie zniosę takich rzeczy. W odpowiedzi jednak dostałem tylko śmiech. 

-Szybko się poddajesz. Mamy kolejny filmik dla braciszka. 

A potem silne uderzenie w głowę i nie słyszałem już nic.

TOM 

-Hej, Tom! Co się stało? Raz wrzeszczysz jak opętany, a raz milczysz jak zaklęty. Zdecyduj się człowieku!! 

Popatrzyłem, się na Josta. Co ten człowiek pieprzy? Właśnie straciłem brata i uświadomiłem sobie jaki jestem beznadziejny. Ale, dobra! Dobijaj mnie, ludziu! Popatrzyłem się mętnie na niego i stwierdziłem przepełnionym goryczą głosem. 

-David, oni go porwali. Porwali, a ja nic nie zrobiłem. Jestem beznadziejnym bratem i dupkiem. Przez swoją głupotę go straciłem. On mnie nienawidzi. Powinienem za to co mu zrobiłem zginąć w męczarniach. 

-Tom, przestań. Na pewno cię kocha i go znajdziemy. Po za tym Bill wbrew pozorom jest silny. Poradzi sobie, a ty jesteś dobrym bratem, przyjacielem i muzykiem. 

„Taaa, na pewno. Mów mi to przez tysiąc lat, a może ci uwierzę.” 
Pomyślałem tylko gdy ogarnęła mnie czarna pustka. 

DAVID 

Tom siedział załamany. Pierwszy raz go takim widzę. Pierwszy raz, zamiast, stwierdzić iż jest królem i władcą, wręcz bogiem świata powiedział, że jest beznadziejnym dupkiem. Czasami naprawdę się tak zachowywał, ale i tak wszyscy mu to wybaczają bo jest zawsze taki optymistyczny? Nie wiem, ale czasami jest w nich coś takiego, że sędzia w sądzie wybaczyłby im chyba nawet morderstwo... 
Tak w nich. Bill też ma to coś, ale on jest realistą-marzycielem, a Tom optymistą. Razem to taka mieszanka wybuchowa. Nie wiadomo, czy gdyby powiedzieli, że te twincesty to prawda to rzekli by prawdę czy fałsz. Z nimi wszystko jest możliwe. Pf, pewnie się okaże jeszcze że są zaginionymi dziećmi księżny Diany i mają przejąć tron po królowej Elżbiecie. Boże co z nimi mam. 

Wyszedłem do salonu po tabletki uspokajające, które zawsze trzymam w torbie, gdybym przypadkiem spotkał Kaulitzów. Moją zomre nocną [tutaj można włączyć sobie początek tej piątej symfonii Betovena]. 

Zadzwonił dzwonek do drzwi. Pewnie Ria do Toma. Naprawdę, ale Tom sobie jędze znalazł. W sumie się nie dziwie, że starszy bliźniak myśli, że Bill chce ich rozdzielić. Sam chce się z nią podświadomie rozstać, ale nie dopuszcza do siebie tej myśli, zrzucając to wszystko na brata. No bo co dobre to Bill. Podszedłem do drzwi gdzie stały dwie harcerki, kurier i Ria. 

-Dzień dobry, proszę pana. Czy zechciałby pan kupić ciasteczka? Pieniądze będą przeznaczone na cele charytatywne. 

Odezwała się jedna z dwóch na oko dwunastoletnich dziewczynek. 

-Bardzo chętnie. Jedno opakowanie poproszę. Ile płacę? 

-Pięć euro. 

Wyciągnąłem portfel, może Tomowi pomogą? 

-Dziękujemy

Odpowiedziały z uśmiechem i odeszły, a widząc, że Ria chce się już odezwać...Zrobiłem to za nią. Pierwszy. 

-Ile płacę za przesyłkę?

WoW ona ma taki makijaż czy serio jest taka czerwona? Nie, makijaż pewnie. Przecież nie jest gorąco. 

-Sto sześćdziesiąt pięć euro i dziewięćdziesiąt osiem centów. 

Podałem pieniądze kurierowi i już miałem zamykać drzwi, gdy się zacięły. Spróbowałem jeszcze je docisnąć, aż ktoś wrzasną „JOST, TY SKURWIELU” 

-Boże, Ria. Nie widziałem cię. Czemu tak się krzywisz? Boli cię coś? 

-Nie... 

-To dlaczego tak warczysz? 

-Gdzie Tom!? 

-Na górze, ale... 

Nie dokończyłam wypowiedzi gdy rzuciła się na górę z dzikim okrzykiem „TOM!”. Boże jak go zobaczy... No! I dlatego nie lubię kobiet. Nie dość, że obrzydzają mnie ich ciała to charakter mają do dupy. Każda. Bez wyjątku. 

Naglę usłyszałem trzask drzwi i ryk silnika. Podszedłem do okna i zobaczyłem odjeżdżające auto Rii. Chyba zobaczyła Toma i wyleciała stąd tak szybko, że jej nie zauważyłem. Kobiety... Nigdy ich nie zrozumiem... 

Ciastka, więc przetransportowałem do kuchni, a paczkę otworzyłem. Znajdowała się w niej kaseta podpisana „Bill 001”. To od Billa? Ale, jak? Przecież został porwany. 

Skierowałem się do pokoju Dredziarza, gdzie znajdował się odpowiedni sprzęt do odczytania kasety. Właściciel nadal siedział nie przytomnie na łóżku coś mrucząc. Nie wiem, czy to jeszcze jego miłość do brata, czy szaleństwo. 

-Tom, dostałeś kasetę. Jest podpisana „Bill 001”. Puszcze ją, ok? 

-Ok. 

Jego głos był zachrypnięty i cichy. Nie chcę wyobrażać sobie tego co on musi teraz przeżywać. Podłączyłem sprzęt i włączyłem tv. 

Tego, co ujrzałem, nie zapomną do końca życia. 

TOM 

Wpatrywałem się w Josta, a następnie w telewizor. Gdy już wszystko podłączył, moim jakże cudnym patrzałom ukazał się widok, którego nie życzę nawet tej starej sklepikarce zza rogu. 

Billy. 

Mój Billy, był przywiązany do krzesła. Był blady, a oczy mu się szkliły. Pewnie ma gorączkę, czy oni nie widzą, jak cierpi? Kurwa, jak ich dopadnę to im nogi z dupy powyrywam, a później do niej włożę po kolano! Zasrańcy jedni! Ich bin Tom Kaulitz! Niech wiedzą z kim zaczynają, o! 

Dobra, dobra wiem iż jestem wspaniały, ale oglądajmy dalej... 

Bill przywiązany, chory, jakiś dupek każe mu się uśmiechać! Muszę zapamiętać, żeby jemu strzelić ten sam tekst, kiedy będzie mieć swą nogę w tyłku. To może być ciekawe... 

„Odpuść” 

Co kurwa? Mam odpuścić? Nie no, Billy bądź dorosły. Naprawdę wierzysz, że odpuszczę? Zabrali mi cię i mam odpuścić? Chyba coś cię boli! 

Oglądałem nagranie dalej, gdy jakiś kutas podchodzi do mojego brata i coś wbija w rękę. Mój Mały zaczyna wrzeszczeć. Łzy zaczęły mi płynąć w tym samym momencie co Czarnulkowi. Krzyczałem tak głośno jak on i szarpałem się tak jak on przez swe więzy nie mógł. Był torturowany, a ja siedziałem i nic nie robiłem. Nie mogło tak być, o nie! Nie pozwolę na to. Na miejscu jego porywaczy już dupę bym rozciągał. 

-DAVID!!! Nie lamp się tak. Dzwoń po kierowce!! Jedziemy na Berlina!!! 

W dole ekranu pojawiły się napisy: 

„Widzisz? Żyje. Będę się starał, żebyś się o tym codziennie przekonał. No chyba, że uważasz, iż twój braciszek jest wart 800 milionów euro...” 

Billy nadal krzyczał. Ja też. Napisów nie widziałem. Zobaczyłem tylko lekki ruch wargo i pośród przeraźliwej ciszy udało się usłyszeć tylko... 

„Rette mich” 

… i nastała cisza. Mój braciszek zemdlał, a na ekranie pojawiła się tak zwana „śnieżyca”. Nowa fala złości, żalu, łez i świadomości iż jestem dupkiem, beznadzieją i potworem uderzyła we mnie do dając mi motywacją do działania. 

 -Jost, mucha ci wleci! Dzwoń po kierowce i jedź się spakować! 

Angelo, nadchodzę!!

Rozdział 3

BILL

Po krótkiej wymianie zdań z porywaczem, znów straciłem przytomność. Musiałem być naprawdę osłabiony, skoro nie mogłem zachować świadomości nawet przez godzinę. Nie spałem jednak spokojnie. Ciągle się miotałem. Śnił mi się Tom. Tak strasznie się o niego boję… Mam tylko nadzieję, że nie zechcą jego również porwać, lub, co gorsza, nie zacznie mnie szukać i nie spróbuje odbić. Jeśli on tu przyjdzie, na pewno go zabiją. Jedyna nadzieja w tym, że to Ria stała się jego numerem jeden, i nie będzie chciał nadstawiać karku z myślą, że może jej więcej nie zobaczyć. Zacząłem się wręcz o to modlić, chociaż jestem ateistą. Płakałem. Tak, bo bolała mnie myśl, że już nigdy nie zobaczę bliźniaka, mamy, przyjaciół, taty, ojczyma… Wiedziałem, że nie ma dla mnie nadziei.

Obudziłem się po kilku godzinach i zauważyłem, że nie siedzę już skuty na kocach, a leżę na materacu, znajdującym się niedaleko mego wcześniejszego miejsca ulokowania. Nie byłem nawet związany, co mnie zaskoczyło, jednak zaraz do mnie dotarło, dlaczego zaniechali więzów. Coś mi wstrzyknęli, i to coś działa na tyle skutecznie, że nie jestem w stanie nawet siedzieć prosto. Muszą mieć doświadczenie w takich rzeczach, więc przypuszczam, że nie jestem ich pierwszą ofiarą. W końcu jednak udało mi się usiąść i sięgnąć stojącej obok łóżka butelki wody. Czułem, że jak zaraz nie dostarczę organizmowi choć kropli wody, to umrę. Wypiłem duszkiem całą pół litrową butelkę i oparłem czoło o zimną ścianę. Czułem się, jakbym był chory.

Po jakimś czasie usłyszałem szczęk zamka w drzwiach. Do pokoju wszedł mój porywacz, a za nim dwóch osiłków z zasłoniętymi twarzami. Staruszek, bo tak go w myślach nazwałem, uśmiechał się szeroko. Zmierzyłem go tylko spojrzeniem i znów zamknąłem oczy. Słyszałem zbliżające się kroki, ale nie zwróciłem na to uwagi, dopóki jeden z zamaskowanych mężczyzn nie wziął mnie pod ręce i nie wywlókł wręcz z tego pomieszczenia. Zasłonił mi oczy jakąś chustą i niósł. Po chwili zatrzymał się a ja znów usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi. Z moich oczu zniknęła przepaska. Zobaczyłem, że Staruszek trzyma w dłoniach kamerę. Zdziwiłem się nieco, ale rozglądając się po sali, zrozumiałem, po co to wszystko. Wzdrygnąłem się na samą myśl.

 -Czas nakręcić pierwszy film dla twojego braciszka.

Powiedział Staruszek uprzejmym głosem, a mężczyzna, który mnie tu przyniósł, zmusił mnie, bym uklęknął i związał mi dłonie na plecach na tyle mocno, że aż syknąłem z bólu. Staruszek włączył kamerę i podszedł do mnie, celując obiektyw we mnie.

-No dalej, uśmiechnij się do brata.

Stał tak przede mną, a mi do głowy wpadł pewien pomysł. Staruszek posługuje się angielskim, ale Tom potrafi przecież czytać z ruchu moich warg, tak jak ja z jego. Oblizałem więc spierzchnięte wargi koniuszkiem języka i wypowiedziałem tylko jedno słowo, oczywiście bezgłośnie i w języku niemieckim.
 
Odpuść.

Mam nadzieję, że mnie posłucha i nie będzie robił afery, tylko zapomni o mnie i ułoży sobie życie z Rią. Nie to, że chciałem takiej przyszłości. Ja po prostu nie mam już żadnej przyszłości. Poczułem łzy w oczach, gdy znów o tym pomyślałem. Spuściłem głowę i zasłaniając twarz włosami, starałem się nie rozpłakać. Jednak zamaskowany stojący za mną chwycił mnie za włosy i szarpnął, zmuszając, bym patrzył prosto w obiektyw.

-Spójrz, to twój braciszek… jeszcze nic mu nie jest, ale za chwilę usłyszysz jego przeraźliwy krzyk.

Zaśmiał się staruszek i odsunął w końcu kamerę ode mnie, stawiając ją na obiektywie, jednak cały czas filmował właśnie mnie. Jakby chciał pokazać widzom „spójrzcie, nie miałem, kiedy go podmienić, to wciąż wasz Bill”. Aż poczułem skurcz żołądka na myśl o tym. Zostałem szarpnięty i postawiony na nogi, a potem poprowadzony na krzesło na samym środku sali. Ręce przywiązano mi w nadgarstkach do podłokietników drewnianego krzesła. Kat podszedł do mnie i ze stolika wziął nóż. Rozciął rękaw mojej bluzki na całej długości i obnażył moją bladą, chudą rękę. Związał pasek na moim ramieniu i chwycił strzykawkę z jakimś białawym płynem. Przerażony zacząłem się szarpać, ale on nie zwracał uwagi ani na moje ruchy ani na to, co mówiłem. Wstrzyknął mi całą zawartość strzykawki i rozwiązał pasek. Substancja zaczęła krążyć po moim krwioobiegu, a ja poczułem, jak moje żyły płoną i każda jedna komórka zajęła się żywym ogniem. Zacząłem krzyczeć. To bolało, cholernie bolało. Krzyczałem tak, że po chwili płuca zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Po moich policzkach płynęły łzy, a z ochrypniętego gardła wciąż wydobywał się krzyk. Coraz mniej widziałem, coraz mniej czułem, coraz ciszej krzyczałem. Chciałem tylko już przestać to czuć.

-Rette mich…

Wyszeptałem jeszcze, chociaż miałem wrażenie, że te słowa roznoszą się echem po pomieszczeniu. Chwilę potem, przyjazna ciemność wzięła mnie w swoje objęcia i straciłem przytomność.


TOM

Telefon upadł mi na podłogę. Osunąłem się na łóżko.

Bill zniknął? Jak? Zgubił się? Ale przecież on rzadko kiedy się gubi. Byliśmy na lotnisku z milion razy… Chyba, że zgubił się w Grecji. Ale tam chyba jest coś po niemiecku? Albo po angielsku, co najmniej. Nigdy nie byliśmy w Grecji. Może zgubił się już poza lotniskiem? A co jeżeli go… Nie! Nie, nie może być! Tom ty dupku! Nie ma możliwości, by stało mu się coś złego. Jak mogło mi to przez myśl przejść? Mój Bill na pewno siedzi gdzieś w jakiejś kawiarni i sprawdza na Google Maps jak dostać się do tego hotelu. Na pewno. Zaraz!! Zadzwonię do niego! Ave ja! Jestem genialny! Ale to w końcu jestem dupkiem, czy jestem genialny? Chyba muszę potem nad tym pomyśleć…

-TELEFON!

Wrzasnąłem, no muszę do niego zadzwonić!!!

Dowiedzieć się czy coś zjadł i jak się czuje?
Czy nie uszkodził sutka bo miał jakieś powikłania przy gojeniu?
Przespał co najmniej siedem godzin?
I czy nie przejmował się nowymi komentarzami?
Co chce znowu przemalować/przestawić/dokupić?

Brakuje mi jego złośliwego uśmiechu i ironicznego tonu! I jego pięknych oczu które tak często patrzą na mnie z miłością jak żadna inna, a ja, palant, doprowadziłem go do łez. Tak, zauważyłem jego oczy przed tym, jak zemdlał. Smutne i szkliste. Ostatni raz! Nigdy więcej nie będzie czuł się przeze mnie smutny! Jeżeli trzeba to nawet świat zmienię! Wszystko!

Dla Billa wszystko!

-Nie drzyj się tak, Tom!

-On zniknął!! Muszę do niego zadzwonić. Muszę. Nic mu nie jest? Muszę usłyszeć. Muszę usłyszeć, czy nic mu nie jest.

Gdyby ktoś mnie teraz zobaczył, uznałby, że oszalałem. Nie, Jost nie. Zawsze tak reaguję kiedy coś się dzieje Bill’owi.

Od zawsze.
Odkąd na początku prawie go straciłem.

Bill był słabszy ode mnie i lekarze dawali mu zaledwie 10% szans na przeżycie. On o tym nie wie i nigdy się o tym nie dowie. Ale ja wiem i nie pozwolę mu cierpieć. Nawet przeziębienie to dla niego męczarnia! Dlatego tak o niego dbam.

Kiedy zbierałem telefon z podłogi, w oczach błyszczało mi szaleństwo. Czułem, że coś jest nie tak. Czułem, że go straciłem.

Wybrałem numer bliźniaka. Odezwał się dźwięk oczekiwania. Po czterech sygnałach odebrał.

Ale, to nie był mój Bill.

-Tom? Pewnie tak. Haha. Ciekawe czy się domyśliłeś? Nic mu nie jest spokojnie przekonasz się o tym jutro rano. Hahaha…

Rozłączył się. Nic mu nie jest? To czemu czuje taki ból? To kawał. Nie no Bill co ty odpierdalasz? Wybrałem numer jeszcze raz.

-Wybrany numer właśnie odpoczywa na Alasce. Hahaha ale raczej odpoczynek nie zalicza się do przyjemnych, hahaha…

Ktokolwiek ustawił to na skrzynkę ma obrzydliwy głos. Taki… Żabi… Tylko, że to się nie liczy, bo…

-Porwali go. Porwali i na pewno będą nas szantażować. Nie zasłużył na to. Mnie powinni porwać. To wszystko moja wina. Gdybym ostatnio go tak nie szmacił…

Nawet nie wiem kiedy byłem cały mokry od łez. Mój braciszek przeze mnie musi pewnie przeżywać piekło. Dochodzę do jednego wniosku…

-Jestem potworem

Szepnąłem ledwo słyszalnie, ale w mojej głowie zabrzmiało to jak wielki wybuch. Myśli zaczęły się mieszać.

On mnie nienawidzi. Na pewno. Jestem potworem. Szmaciłem go. Przeze mnie jest w niebezpieczeństwie. Jestem beznadziejny. Nie nadaję się na starszego brata. Takich jak ja powinni żywcem na stosie palić. Billy co ty z mojej winy cierpisz?

Ale, zrobię wszystko co konieczne by chociaż jeszcze jeden raz ujrzeć spojrzenie tych czekoladowych oczu.

Zawsze. Zawsze cię znajdę, Billy. Znajdę i obronię.

Rozdział 2

BILL

Siedziałem na lotnisku i ocierałem wciąż płynące po policzkach łzy. Nie mogłem się uspokoić. Nigdy nie chciałem rozstawać się z bratem… Mam szczęście, że nie ma tu zbyt wielu ludzi. Gdyby ktoś mnie rozpoznał, nie byłbym w stanie uśmiechać się do zdjęć.

Miałem jeszcze masę czasu do odlotu, więc żeby odgonić jakoś natrętne myśli, chodziłem po sklepach i kupiłem parę rzeczy. Żeby nie zasłabnąć już w samolocie i nie robić więcej problemu, poszedłem jeszcze do McDonalda, i kupiłem sałatkę, bo czułem, że nic innego nie przełknę, a nie uśmiechało mi się zwracanie hamburgera w ciasnej toalecie samolotu. Mimo, że na dworze już jakiś czas temu zapadł mrok, nie zdejmowałem okularów przeciwsłonecznych, które zasłaniały mi pół twarzy i, oprócz dobrego kamuflażu przed fanami, pozwalały mi też ukryć zaczerwienione od płaczu oczy.

Szwendałem się po lotnisku, nie wiedząc, co z sobą zrobić. Prowizorycznie kupiłem w jednym ze sklepów butelkę Coca-Coli i Aviomarin, od razu zażywając tabletkę. Nie czuję się najlepiej, a nie chciałbym zwymiotować w trakcie lotu… na prawdę, bycie w ciasnym pomieszczeniu w objęciach z metalową muszlą w cale nie były szczytem moich marzeń.

W końcu usiadłem na ławce i tak czekałem, aż oznajmią, gdzie mam się stawić do przejścia przez kontrolę a potem, do którego gate’u się kierować. Naraz poczułem, jak ktoś stuka mnie po ramieniu. Ujrzałem jakiegoś ciemnoskórego, niższego ode mnie mężczyznę, ale zdecydowanie lepiej zbudowanego. Miał czarne jak smoła włosy, przyprószone lekką siwizną i miły uśmiech, który jednak w cale nie zdawał mi się tak przyjazny, jak zapewne miał być. Dłonie miał splecione za plecami a jego nieprawdopodobnie jasne oczy świdrowały mnie spojrzeniem.

-Przepraszam, Bill Kaulitz?

Odezwał się, a ja skinąłem głową.

-Tak, o co chodzi?

Spytałem, na co jego uśmiech się poszerzył. Poczułem dreszcz na plecach.

-Przykro mi, ale nie dotrze pan dziś do samolotu.

Oznajmił, a ja nie bardzo wiedziałem, o co mu chodzi. Nagle poczułem, jak ktoś, będący za mną, chwyta mnie w pasie i przykłada mi do ust i nosa szmatkę nasączoną jakimś płynem. Szarpałem się, ale człowiek za mną był o wiele silniejszy. Powoli opuszczały mnie siły i zacząłem odpływać. Czułem, jak moje powieki coraz bardziej mi ciążą.

-Zabierz jego torbę, a ty go bierz do samochodu.

Usłyszałem jeszcze, nim zemdlałem.

***

Obudziłem się z potwornym bólem głowy. Chciałem przyłożyć do niej dłoń i sprawdzić, czy nie mam przypadkiem temperatury, ale ze zdumieniem zdałem sobie sprawę, że nie mogę wykonać żadnego ruchu ręką. W jednej chwili wróciły do mnie wspomnienia z, jak przypuszczam, poprzedniego dnia.

Porwano mnie.

Szybko otworzyłem oczy i zobaczyłem ciemną celę, w całości wyłożoną szarym, zimnym kamieniem. Rozejrzałem się dookoła. Siedziałem pod ścianą naprzeciwko drzwi na jakimś obskurnym kocu, a moje ręce uniesione były do góry i przykute do kamiennej ściany. Nawet nie próbowałem wstać. Czułem, że moje ciało jest osłabione i nie zrobiłbym nawet kroku. To pewnie zasługa jakiegoś narkotyku, którym musieli mnie naszprycować.

Po kilkunastu minutach do pomieszczenia wszedł ten sam mężczyzna, co wczoraj. Uśmiechał się do mnie w tak samo pogodny sposób. Wykrzywiłem usta. Było mi na prawdę niedobrze.

-Widzę, że już się obudziłeś.

-Gdzie jestem?

Zaśmiał się, ale nie rozumiałem, co tu jest do śmiechu.

-Nie powiem.

-Po co mnie porwałeś?

Zadałem kolejne pytanie. Zatarł dłonie.

-Och, to proste. Chcę trochę potorturować ciebie i twoich bliskich, no i zażądać okupu, a potem skończyć z tobą, jak z niepotrzebnym nikomu, zapchlonym kundlem.

Cały czas się uśmiechał, a ja poczułem ucisk w sercu. Tom. Tylko o nim teraz myślałem. Zagryzłem dolną wargę. Wolałbym zginąć od razu, niż żyć z wiedzą, że będą go szantażować, a jemu przecież już na mnie nie zależy aż tak bardzo. No i, skoro wiedzą, kim jesteśmy, to na pewno zażądają wielkiej sumy okupu, a przecież Ria nie zgodzi się, by mój bliźniak przeznaczył tak wielką sumę na uratowanie mnie. Ale, czy zapłacą czy nie, i tak jestem zgubiony.

Przepraszam, Tommy.


TOM

Wróciłem do swojego pokoju biorąc świeżą koszulkę i bokserki. Jestem ciekaw, dlaczego większość osób uważa, że jak noszę szerokie spodnie to takie same noszę bokserki. ZAWSZE noszę bokserki przylegające do ciała, a spodnie wiszące.

Po szybkim prysznicu wróciłem do pokoju, od razu kierując się do szafy po spodnie, lecz zanim doszedłem zauważyłem na biurku białą kopertę z „Tommy” napisanym dobrze mi znanym pismem. To był Bill, ale kiedy on mi ją dał? Otworzyłem i zacząłem czytać.
 
Tom,
w cale nie chciałem wyjeżdżać, ale rozłąka to w tej chwili chyba najlepsze, co możemy zrobić. Boli mnie to, jak się między nami zmieniło, odkąd w naszym życiu pojawiła się Ria. Chociaż nie. Ono już nie jest nasze. Jest Twoje. Więc… odkąd w Twoim życiu pojawiła się Ria, nasze relacje się oziębiły. Miałem nadzieję, że to nigdy nie nastąpi, ale chyba powinniśmy na jakiś czas się rozstać. Nigdy tego nie chciałem. Zawsze byłeś obok i nie wiem, jak sobie poradzę. 20 lat razem… wyjeżdżam na dwa tygodnie do Grecji. Nie wyobrażam sobie tego, ale odpoczniemy od siebie i może, gdy wrócę, znów będzie normalne. Na drugiej stronie masz napisany numer lotu, hotel i wszystkie inne dane. Nigdy nie chciałem zniszczyć Ci związku i przepraszam, że tak to odebrałeś. Może w takim wypadku lepiej będzie, kiedy zniknę? Nieważne. Porozmawiamy o tym, jak wrócę.
Kocham Cię,
Bill

-JOST!!!! CHODŹ TU NATYCHMIAST, BO JAK CI WPIERDOLĘ, TO NIE BĘDZIE TAK CI, DO KURWY NĘDZY, WESOŁO!!!!

Czytając to stopniowo bladłem. Jak to? Ma mnie dość?

A kto na niego nawrzeszczał za coś, co nawet nie było jego winą? On cię kocha, a ty go potraktowałeś jak śmiecia.


Sławne sumienie?

Zanim David przybiegł odwróciłem kartkę i wystukałem numer do hotelu. Zgodnie z godzinami lotów, powinien już tam być. Przybiegł Jost.

-Tom, co się znowu stało?

Był zdenerwowany, ale dałem mu znak, żeby się nie odzywał, bo dzwonie.

-Dzień dobry, tu hotel „Słoneczna plaża”. W czym mogę służyć?

-Dzień dobry, Tom Kaulitz z tej strony. Czy meldował się dzisiaj u państwa Bill Kaulitz?

Odezwałem się najspokojniej jak w tym momencie potrafiłem. Mój brat przeze mnie uciekł!

-Proszę dać mi chwilkę, już sprawdzam…

Ciekawe, czy o nas nie słyszała, czy jest na tyle profesjonalna by nie zadawać pytań…

-Pański brat miał owszem rezerwację na dwa tygodnie, którą miał odebrać najpóźniej godzinę temu, ale się nie zjawił…

Co?! Jak to?! Chyba się tam nie zgubił?

Billy, gdzie jesteś?

Rozdział 1

BILL

Obudziłem się, słysząc jakieś głosy. Nie potrafiłem wyłapać pojedynczych słów ani czyj głos mówi które zdanie – one dobiegały z oddali, zlewały się w jedną całość. Miałem wrażenie, że dryfuję po lodowatej wodzie, która na wskroś przeszywała moje ciało, paraliżując mnie, ale jednocześnie koiła i pozwalała mi się rozluźnić. Nagle wszystko ucichło. Poczułem, jak coś ściska moją lewą dłoń. Z wielkim wysiłkiem uniosłem ciężkie, jakby ołowiane powieki i od razu oślepiło mnie rażące światło. Czułem się osłabiony, głowa mnie bolała a kończyny były ciężkie… W końcu, gdy wrócił mi wzrok, mogłem szerzej otworzyć oczy. Obróciłem głowę w lewo i spotkałem spojrzenie czekoladowych oczu. Nie byłem w stanie wyczytać z nich nic więcej, poza nieopisanym strachem.

-Billy? Jak się czujesz?

Usłyszałem lekko zachrypnięty głos bliźniaka. Jakby płakał… przeze mnie? Ścisnąłem lekko jego palce, na co on splótł nasze dłonie w uścisku. Od dziecka zawsze tak robiliśmy, gdy któryś był chory. Najwyraźniej znów tym „którymś” jestem ja. Uniosłem lekko kąciki ust a na twarzy mojego brata pojawił się pełen ulgi uśmiech.

-Przepraszam.

Mój głos brzmiał bardzo słabo, ale nie dbałem teraz o to. Twarz Dredziarza wyrażała niezrozumienie, na mojej z kolei nie widniał już nawet cień uśmiechu, który był na niej jeszcze chwilę temu.

-Zależy ci na niej, a ja znów komplikuje ci życie.

Wyszeptałem, a na twarzy mojego bliźniaka pojawił się lekki uśmiech. Już otwierał usta, by coś odpowiedzieć, gdy do pokoju wszedł lekarz.

-Widzę, że już się pan obudził, to dobrze. Muszę panu zadać kilka pytań. Pańskie wyniki nie są najlepsze, jeśli mam być szczery. Jest pan przemęczony i wygłodzony, z czym pański organizm sobie nie radzi zbyt dobrze, jak widać. Od jak dawna się pan głodzi?

Zapytał mężczyzna w kitlu, a ja przez chwilę nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czy się głodzę? Raczej nie. Chociaż, jak się zastanowić, to ostatnio faktycznie niewiele jadam. Odkąd pamiętam zapominam o jedzeniu, ale zawsze był przy mnie Tom, który robiąc coś dla siebie, przygotowywał także porcję dla mnie. Jednak ostatnio coraz rzadziej bywa w domu, a ja nie pamiętam o posiłkach i nieraz nie jem nic przez cały dzień. Nie zwróciłem na to specjalnej uwagi, ale ostatni posiłek jadłem wczoraj rano, z bratem, przy kuchennym stole. Zerknąłem na bliźniaka i widziałem w jego oczach niepokój i jednocześnie złość.

-Ja… Nie głodzę się. Po prostu nie czuję głodu, więc mało jem.

Wyznałem, a lekarz zanotował to w papierach. Chciał chyba jeszcze o coś zapytać, ale przeszkodził mu krzyk blondyna.

-Miałeś pamiętać o jedzeniu! Ile razy, odkąd spotykam się z Rią, prosiłem cię, żebyś pamiętał o posiłkach? Ile razy prosiłem, byś nie siedział po nocach i się wysypiał? No ile?! Na prawdę nie możesz znieść tego, że jesteś sam i musisz każdym możliwym sposobem niszczyć mój związek?!

Wykrzyczałeś i wyszedłeś. Poczułem piekące łzy w oczach, a zaraz potem popłynęły mi po policzkach. Drzwi ponownie się otworzyły i weszła reszta zespołu, wraz z Jostem. Widząc moją twarz zalaną łzami i rozmazanym już pewnie makijażem, z ich twarzy zniknęły uśmiechy. Zaniosłem się płaczem i ukryłem twarz w dłoniach. Dostałem prawdziwej histerii. Chłopaki próbowali mnie pocieszyć i dowiedzieć się, o co chodzi, David w tym czasie wyprowadził medyka, a ja płakałem, nie mogąc opanować łez. Ja na prawdę nie chciałem niszczyć ci związku… Ja na prawdę nie robiłem tego specjalnie… Zależy mi na szczęściu Tom’a i nie chcę, żeby był nieszczęśliwy.

Czy ja mu przeszkadzam…?

Gdy w końcu choć trochę się uspokoiłem, chwyciłem telefon i zadzwoniłem do bliźniaka, ale nie odebrał. Ani za pierwszym, ani za drugim, ani za trzecim razem. Poczułem nieprzyjemny ucisk w sercu. Zrezygnowany włączyłem wyszukiwarkę i znalazłem najbliższy lot do Grecji. Ciepło, woda… może rozłąka dobrze nam zrobi? Nie byłem do tego zbyt szczególnie przekonany, ale… nie zawadzi spróbować. Zrobię wszystko, by odzyskać brata, choćbym miał zaprzedać duszę samemu Diabłu.

Wróciłem wkrótce do domu, wcześniej awanturując się, że chcę wyjść na żądanie. Dom stał pusty. Cisza przeszywała mnie na wskroś. Wybiegłem po schodach do pokoju i szybko się spakowałem. Byłem już w tym mistrzem. Coś kłuło mnie boleśnie w okolicach serca. Nie chciałem wyjeżdżać bez brata, całe życie był ze mną, ale tak chyba będzie lepiej…
Chwyciłem kartkę, długopis i zacząłem pisać.
 
Tom,
w cale nie chciałem wyjeżdżać, ale rozłąka to w tej chwili chyba najlepsze, co możemy zrobić. Boli mnie to, jak się między nami zmieniło, odkąd w naszym życiu pojawiła się Ria. Chociaż nie. Ono już nie jest nasze. Jest Twoje. Więc… odkąd w Twoim życiu pojawiła się Ria, nasze relacje się oziębiły. Miałem nadzieję, że to nigdy nie nastąpi, ale chyba powinniśmy na jakiś czas się rozstać. Nigdy tego nie chciałem. Zawsze byłeś obok i nie wiem, jak sobie poradzę. 20 lat razem… wyjeżdżam na dwa tygodnie do Grecji. Nie wyobrażam sobie tego, czuję, jakby to miała być wieczność, ale odpoczniemy od siebie i może, gdy wrócę, znów będzie normalne. Na drugiej stronie masz napisany numer lotu, hotel i wszystkie inne dane.
Nigdy nie chciałem zniszczyć Ci związku i przepraszam, że tak to odebrałeś. Może w takim wypadku lepiej będzie, kiedy zniknę? Nieważne. Porozmawiamy o tym, jak wrócę.
Kocham Cię,
Bill


Złożyłem kartkę na pół i tak, jak obiecałem, napisałem wszystkie dane odnośnie tego, gdzie będę. Wziąłem w dłoń kurtkę a w drugą walizkę i torbę podręczną, po czym zszedłem na dół. Zamówiona wcześniej taksówka już na mnie czekała. Odwróciłem się jeszcze w progu i obrzuciłem spojrzeniem wnętrze domu. Tego kochanego domu, który razem wybieraliśmy, przy którego urządzaniu mieliśmy tyle zabawy…

-Przepraszam…

Wyszeptałem i wyszedłem.


TOM

Wyszedłem i skierowałem się do windy, by wyjść z niej na podziemny parking. Po dziesięciu minutach błądzenia po ogromnym parkingu w końcu wsiadłem do mojego… Nie, do naszego auta. Kupiłem je razem z Billem. Że też on zawsze musi wszystko psuć! No!! Nie dość, iż nie da mi żyć, tylko w kółko „Tom to”, „Tom tamto”, 24 godziny na dobę, to jeszcze czasami mnie woła przez sen! Wnerwiające.
Wydałem z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, szarpnąłem samochodem i walnąłem ręką o kierownice. Ach! Boże! Boli!

Ale choć trochę się uspokoiłem. Przynajmniej na tyle, by bezpiecznie prowadzić. Jeszcze by brakowało, żebym ja też wylądował w szpitalu. Tylko gdzie ja chcę pojechać? Ria. Moja Ria.
Wyciągnąłem telefon, który szczęściem był połączony z samochodem i wybrałem jej numer.

-Cześć, kotek.

-Tom? Coś się stało? Mieliśmy parę godzin temu jechać na twoją próbę, a ciebie jak nie było tak nie ma.

Kobiety. Raz się trochę spóźnisz i ci jęczą nad uchem. Tylko że z innych powodów niż byś chciał. Czekaj, czekaj! Czyli że Jost jest kobietą? Czy ja o czymś nie wiem?! Czyżby nasz menadżer był trans? No bo jak inaczej wytłumaczyć jego zachowanie? Albo cały czas jest w ciąży, albo ma miesiączkę…. Ludzie!! Nie mogę, to dla mnie zbyt wiele!! Najlepiej to być, kurwa, gejem!

-TOM!! OGŁUCHŁEŚ?! Mówię do ciebie!!

-Tak? Przepraszam zamyśliłem się. Pytałaś o coś?

-Tak, Tom. Coś się stało?

-Bill zasłabł. On, jak to on, nic nie jadł bo go nie przypilnowałem. I jeszcze siedzi po nocach nad jakimiś projektami, czy piosenkami. Jest wycieńczony, wygłodzony i wybledzony.

-Przesadzasz, widziałeś zdjęcia z tych obozów z II wojny światowej? Tam ludzie byli wygłodzeni. Po za tym, „wybledzony”, co to niby za słowo?

-Normalne. Jak każde inne i widziałem te zdjęcia. Sęk w tym, że Bill wygląda jakby był właśnie z takiego obozu, a w niektórych przypadkach to jest nawet gorzej niż u tych ludzi.

-Tak, tak. Na pewno. Jedziesz do mnie?

Nie właśnie mnie wkurzyłaś i jadę się uchlać jak świnia. Bosz… Czemu te kobiety nie mogą się nigdy domyślić? Albo inaczej – czemu tylko Bill wie, kiedy odpuścić?

-Nie, skarbie, pojadę do domu. To był męczący dzień.

-Ech, ok i tak nie mam czasu. Idę z psiapsiułami na shoping. Wiesz, jakoś trzeba dbać o figurę.

Dbać o figurę? Robiąc zakupy? To ona chyba dba o to, by jej portfel zbytnio nie przytył. No cóż… Jak ktoś zrozumie kiedyś kobiety, to chyba go poproszę o lekcje, bo na prawdę, albo to ona działa nielogicznie, albo ja jestem idiotą.

-Oczywiście, to pa myszko.

-Na razie, Tommy.

Ile razy mam jej mówić, że tylko Bill może dodawać „my” do mojego imienia? Czy do niej to nie dociera? Ale, ok rozłączyłem się i skierowałem samochód do pierwszego lepszego baru.
Tylko piwo, albo drink i do domu.

Wszedłem do baru, usiadłem na tych wysokich krzesłach i zamówiłem polską wódkę. Tą najmocniejszą i najlepszą zarazem. I piłem, a wbrew oczekiwaniom mam słabą głowę, po tym jak się prawię uzależniłem koło siedemnastki. Taak, już w wieku siedemnastu lat miałem dostęp do wielu rzeczy, od dziwek po narkotyki. Nie piłem więcej, oprócz kieliszka szampana na wyjątkowe okazje. Ale, wracając do tematu, kiedy byłem przy czwartym drinku przysiadła się do mnie jakaś dziewczyna. Popatrzyłem się na nią nieprzytomnym wzrokiem. Czego ta kurwa chce?

-Cześć, przystojniaku. Postawisz mi drinka?

Naprawdę? Nawet Billy tak mocno się nie maluje. On się maluje najładniej ze wszystkich dziewczyn, które znam. A dlaczego? Bo się uczył od mamusi!! I ja mu w tym pomagałem!! Co prawda raz mu prawie wybiłem oko, ale żyje, nie?

-Nie! Wyglądasz gorzej niż moja dziewczyna.

Ria też tak się maluję, a ja nienawidzę tych wszystkich szminek. Billy nigdy ich nie używa!

-No to może pójdziemy w jakieś ustronne miejsce?

Po co? Mi tu dobrze. I tak ciepło w tyłek. Stołek już rozgrzałem! Ale, zaraz!! Ta kurwa jest dziwką? Czy ona proponuje mi seks? Nie no… To się nudne robi. Idę stąd.

-Nigdy! Już prędzej wyruchałbym własnego brata, niż ciebie!

Wstałem chwiejnie, wyciągając komórkę i wybierając numer do Geo, w międzyczasie rzucając sto euro na blat baru.

-Gus przyjedź po mnie. Chyba się upiłem i nie wiem gdzie jestem i taka dziwka chciała się ze mną przespać, a wymalowała się gorzej od Billa!! I nie wiem gdzie jestem…

-Tom coś ty znowu odpierdolił!!

-Mamo nie krzycz na mnie, chciałem zadzwonić do Davida, ale źle kliknąłem numer! Kocham cię!!

-Tom, już ze mną rozmawiasz!

-A to sorry, ale nie z tobą chciałem ćpać, też cię kocham, ale Geo jest w tym lepszy!! Ciekawe jak obciąga…

-Gdzie jesteś?

-Na tym świecie? A, zabierzesz mnie do Disneylandu?

-Tak, tylko powiedz gdzie jesteś.

-Koło takiego grubego fagasa, który mnie podrywa i krzyczy „Über die Hälfte der Preis, heute eine einmalige Gelegenheit! Sie erhalten ein Ticket, ein Nickerchen mit ihm und kommen morgen um den Preis zu holen!” (tłumacz google, w orginale brzmi: O połowę taniej, dzisiaj wyjątkowa okazja! Odbierz karnet, prześpij się z nim i przyjdź jutro odebrać nagrodę!)

-A, dobra, wiem, gdzie jesteś, moja matka dzisiaj tam była.

-Ale ty mnie nie kochasz.

Rozpłakałem się, mam wszystkiego dość!! Wszyscy mnie podrywają.

-Kocham cię, kocham, ale jak cię jutro dopadnę to ci flaki powypruwam.

-Ja ciebie też. Wyjdziesz za mnie?

Dlaczego on się krztusi? Powiedziałem coś dziwnego?

-Nie, lepiej nie.

-Come baby baby come come baby
Come come baby baby come come
Naege dorawa
Come baby baby come come baby
Come come baby baby come come *


-Co ty śpiewasz?

-2NE1

-Co?

-Taki koreański zespół co są dziewczyny same i są takie same bo są z Chin.

-Aha. Już jestem.

Rozłączył się. Czyżby mnie okłamał i mnie nie kocha? Nowa fala łez mną wstrząsnęła.

-Tom co się stało?

-Coś straciłem.

Przytuliłem się do niego.

-Chcę na rączki.

Dodałem zaraz.

-Dobrze się czujesz?

-Nie.

-Ech.

Po chwili poczułem, jak coś mnie unosi. Latam. Przytuliłem się bardziej do ciepełka. Tak wygodnie jest.
Po chwili zasnąłem, od zmartwień dnia dzisiejszego. Bo Billy mnie już nie kocha!!



*Chodź, kochanie, kochanie, chodź, chodź, kochanie
Chodź, chodź, kochanie, kochanie, chodź, chodź

***
„Kac morderca,
Nie ma serca.
Głowa pęka,
Rura pali,
Po co myśmy tyle chlali?”
Tak, ten wierszyk idealnie pasuje do mojego stanu i samopoczucia. Po cholerę tyle piłem? Głowa po walce z alkoholem straciła parę szarych komórek, ale dlaczego tak boleśnie? Po za tym, ktoś chyba bawił się w teleport, bo w gardle mam Saharę.
Przekręciłem głowę na lewo i zobaczyłem butelkę wody. Wybawienie! Gwałtownie się podniosłem i głucho jęknąłem.
Szlag. Głowa. Ból. Boże. Zaraz. Zdechnę.
Delikatnie obróciłem się i spuściłem nogi na podłogę. Wziąłem litrową butelkę wody i od razu po otworzeniu opróżniłem ją prawie do połowy. Zaraz potem zorientowałem się, że obok na jakiejś kartce stoi szklanka z białym proszkiem. Naczynie odłożyłem na bok i spojrzałem na kartkę z napisem „Na głowę”. Bez zastanowienia nalałem do szklanki wodę, lekko zakręciłem i wszystka wypiłem. Lekarstwo. Ble…
Wstałem, oczywiście powoli, i zszedłem na dół. Byłem w samej czerwonej, standardowo za dużej koszulce i obcisłych bokserkach z Calvin Klein. Chyba. W sumie nie wiem, kto lub co to, bo akurat Bill zawsze zabierał mnie do sklepów z ubraniami, albo po prostu sam mi je kupował. Rzadziej koszulki czy też spodnie, ale bieliznę to mam chyba tylko od niego. Więc tak się złożyło, że jestem w Billowych ubraniach.
Gdy wszedłem do kuchni od razu skierowałem się do lodówki, jednak zatrzymałem się w pół kroku widząc postać siedzącą przy stole i jedzącą kanapki.
-Siadaj. Dla ciebie też zrobiłem.
-David, co ty tu robisz?
-Jestem twoją narzeczoną, nie pamiętasz?
Jaką narzeczoną?! Nie, on żartuje…. Zaraz, przecież Jost nie żartuje. O matko! Co ja narobiłem?!
-Co?!
Tylko tyle udało mi się wykrztusić. No co? Przecież on jest ode mnie starszy!!
-No, tak kotku. Wczoraj do mnie zadzwoniłeś i wyznałeś mi miłość, prosząc mnie o rękę.
Że co do kurwy nędzy?! Ja z nikim się nie żenię nie ma mowy. Nigdy!
-NIEE!!!! NIE ZGADZAM SIĘ!!! TY MI SIĘ NAWET NIE PODOBASZ!!!!
Co on odpierdala!! Jeszcze się śmieje!!
-Ranisz me uczucia, Tom. Tak naprawdę to się nie zgodziłem. Siadaj. Co ostatnie pamiętasz?
Co pamiętam? Jak piję trzecią kolejkę wódki.
-Oczywiście, że wszystko!
-Tak, to kto po ciebie przyjechał?
-No Geo. On zawsze po mnie przyjeżdża. Na pewno do niego dzwoniłem.
No zawsze do niego dzwonie, żeby nie denerwować Billa. A raczej dzwoniłem, kiedy piłem.
-No może dzwoniłeś do Georga, ale przywitałeś mnie jako Gustava by następnie stwierdzić, iż jakaś dziwka chciała się z tobą przespać…
-To akurat pamiętam.
Przebłyski, ale zawsze coś, nie?
-Zaraz później powiedziałeś swojej mamie, iż chciałeś zadzwonić do mnie ale pomyliłeś numer, a kiedy ci powiedziałem, że to ja to stwierdziłeś, że Geo jest lepszy w ćpaniu i jesteś ciekawy jak obciąga…
-Co?!
-Nie przerywaj. Jak zapytałem, gdzie jesteś, to stwierdziłeś, że na tym świecie i zapytałeś czy zabiorę cię do Disneylandu.
-I co odpowiedziałeś?
-Że tak, jak powiesz, gdzie jesteś, opisałeś miejsce i przyjechałem po ciebie, w międzyczasie stwierdziłeś, że cię nie kocham…
-A, ty na to?
-Że cię kocham, tylko że jak syna i że ci flaki powypruwam.
-Aha.
WOW nie wiedziałem, że po wódce jestem taki ciekawy…
-Mówiłem coś jeszcze?
-Że mnie kochasz i oświadczyłeś mi się, śpiewałeś jakąś piosenkę. Rozłączyłem się bo już cię widziałem, a jak wróciłem to płakałeś i powiedziałeś, że chcesz na rączki.
-Om…
Boże, byłem zszokowany. Ja się tak zachowuje? Ostatnio często się kłócę z Billem, ale żeby się zaraz oświadczać? I dlaczego ja w ogóle myślę teraz o tym, że kłócę się z Billem?
Bill.
Coś mnie ukuło, ale zignorowałem te uczucie pustki, to normalne, przecież jest w szpitalu. Brakuje mi go.
Dokończyliśmy śniadanie w milczeniu, w którym pozostaliśmy jeszcze parę minut.
-David?
Odezwałem się niepewnie.
-Co?
-To… zabierzesz mnie do tego Disneylandu? Ale bez Billa nie jedziemy! I czemu rżysz?
-Nic, nic. Pojedziesz z nim. Beze mnie. Może w następną trasą zahaczymy o Paryż, to pozwiedzacie. Boże, ale z was dzieciaki. A, teraz marsz pod prysznic.
-Dobrze, mamo.
No co? Jak ja jestem dzieckiem, to on jest matką. Wspominałem, że on jest (chyba) trans?

Prolog

BILL

-Tom, jesteś gotowy? Za chwilę musimy wyjść.

Spytałem bliźniaka, zaglądając do jego pokoju. Odgarnąłem kilka czarnych kosmyków, opadających mi na oczy. Dredziarz grzebał za czymś w szufladach swojego biurka, a mnie powoli zaczynała ciążyć wypchana po brzegi sportowa torba, uwieszona na moim ramieniu. Tylko dlaczego mój braciszek tak się wystroił do studia…?

-Nie. Czekaj… gdzie są te perfumy, co dostałem ostatnio od mamy na urodziny?

Spytał, a ja zgłupiałem. O co mu chodzi? Stroi się, perfumuje…

-A ty co, tak się stroisz dla Geo?

Zakpiłem sobie, opierając się barkiem o futrynę. Nie powiem, nie czułem się najlepiej, ale nic sobie z tego nie robiłem. Ostatnio wciąż towarzyszyło mi to uczucie. Bliźniak obrzucił mnie morderczym spojrzeniem, a złośliwy uśmieszek zamarł na moich ustach. O co się tak wścieka?

-Oczywiście. Nie wiedziałeś? Spotykamy się od paru miesięcy.

Odparł sarkastycznie. Szczerze? Nie miałem pojęcia, co odpowiedzieć. Stałem tak chwilę i przyglądałem mu się. W końcu chyba jednak znalazł to, czego szukał, bo uśmiechnął się tryumfalnie i skropił perfumami. Pasowały do niego, idealnie komponowały się z zapachem jego skóry. Nie ma co, mama dobrze trafiła. Odwrócił się i przejrzał w lustrze i w jednej chwili zrozumiałem.

-Nie jedziesz ze mną do studia.

To nie było pytanie. Spojrzałeś na mnie z zawadiackim uśmiechem na twarzy. Trafiłem.

-Nie. Idę z Rią.

Poczułem, jak krew się we mnie zagotowała. Dlaczego mi to robisz, Tom? Na prawdę nie mam siły na takie kłótnie. Zacisnąłem dłonie w pięści.

-Obiecaliśmy, że będziemy… poza tym wiesz, że nie lubię prowadzić. Chociaż mnie odwieź…

Ale ty już kręciłeś głową. Poczułem wzbierający smutek i złość. Co ta dziewczyna z nami robi, Tom? Zrobiła… Strach pomyśleć. A kiedyś byliśmy dla siebie wszystkim. W moich oczach wezbrały łzy. Spuściłem wzrok na moje buty.

-Oj, i tak musisz zadzwonić po któregoś z chłopaków, bo biorę samochód i muszę pojechać po Rię.

Oznajmiłeś, jakby to było coś najnormalniejszego w świecie. Ale nie było i nie jest.

-I dobrze! W cale nie chciałem, żebyś z nami jechał.

Warknąłem, okręciłem się na pięcie i zbiegłem po schodach na dół. Przystanąłem jeszcze na dole. Oblał mnie zimny pot i było mi słabo. To przez naszą kłótnię? Ciężko mi powiedzieć. Czułem, jak nogi pomału odmawiają mi posłuszeństwa, a mimo to szedłem dzielnie w stronę drzwi. Ale zanim do nich dotarłem, ogarnęła mnie ciemność a grunt osunął mi się spod nóg.

Zemdlałem.


TOM

Huk.

Tak, oczywiście znowu będzie się fochował. Jak raz nie pojedziemy razem to nic się nie stanie, a ja obiecałem Rii, że pokażę jej naszą próbę. A to, że nie ma samochodu, to już nie moja wina. Nie wystawię Rii! Mam nadzieję, że wyjdzie z tego coś konkretnego. Tak, wielki Tom Kaulitz się zakochał. Miłość w którą tak wierzy Billy, przydarzyła się mi.

Poprawiłem jeszcze dredy i postanowiłem zejść. Wziąłem jeszcze portfel z dokumentami i wyszedłem z pokoju. Kluczyki do auta leżą na komodzie w przedpokoju. Mam nadzieję, że mój kochany braciszek nie zabrał ich w akcie protestu.

Spokojnym krokiem schodziłem ze schodów, a gdy już byłem na pół piętrze, uderzyła mnie cisza. Nie, nie ta co zawsze, gdy Czarny się obraża. Większa. Martwa.

Zaraz rzuciłem się biegiem, zeskakując z dwóch ostatnich schodów, i dopadając do bladej, czarnowłosej, nienaturalnie chudej postaci, którą był nie kto inny jak mój braciszek, Bill. W ułamku sekundy znalazłem się przy bliźniaku, klepiąc go po białym jak śnieg policzku. Jak to możliwe, być aż tak bladym?

Nie wiedziałem, co się stało, na szczęście w tej panice przypomniałem sobie kurs jaki, zafundował nam kiedyś Jost. Wziąłem bliźniaka na ręce niosąc go salonu i szepcząc jak opętany.

-Billy, obudź się. Billy, braciszku, nie baw się tak głupio. Nie jesteśmy już dziećmi. Co ci jest? Pamiętasz, co kiedyś sobie obiecaliśmy? Pamiętasz? Nie możesz umrzeć. Nie pozwalam ci.

Powtarzałem wciąż trzy ostatnie słowa. Położyłem go na kanapie, kładąc dwie poduszki pod nogi. Gdy minęły wieki, co w sumie było jakąś minutą, zacząłem histeryzować. Przed chwilą byłem spanikowany. Teraz wariuję.

Wyciągnąłem telefon i wybrałem pierwszy lepszy numer z ekranu który przeznaczyłem na numery przyjaciół. W takich chwilach nie mam głowy do numerów, a oni zawszę pomogą.

-Tom? Gdzie jesteście? Mieliście być w studiu dobre pół godziny temu. Czekamy.

-Gus? Bill nie żyje!?!

Szlochałem do słuchawki, kompletnie nie zwracając uwagi na słowa perkusisty. Kiedy się rozpłakałem?

-Tom?! Co się dzieje? Gdzie jesteście?

Spytał, siląc się na spokój. Wie, że jeśli chodzi o mojego bliźniaka, to jestem przewrażliwiony i w przeszłości zdarzało mi się niepotrzebnie dramatyzować, ale nie tym razem.

-W salonie!! Gus, ja się zabije! Nie może umrzeć! Zabraniam mu!

Kiedy zacząłem krzyczeć? Z resztą, nie ważne. Teraz najważniejszy jest Bill. Billy, mój kochany braciszek…

-Spokojnie. David już dzwoni po karetkę. Zmierzyłeś mu puls?

-Jak?!

Zawyłem żałośnie. W moim sercu narastał strach a umysłem władała panika, która podpowiadała mi, że to już koniec. Koniec wszystkiego.

-Przyłóż palec serdeczny i fuckowy do tętnicy.

-Gdzie?!

-Tam, gdzie najczęściej robisz dziewczynom malinki.

-Aha…

Pociągnąłem nosem i zrobiłem, jak kazał, co wywołało u mnie jeszcze większą panikę.

-Ale ja nic nie czuje?

-To przyłóż ucho do jego serca. Słyszysz bicie?

-Nie…Tak…Nie…On umarł!!!!…Nie, żyje…

-To umarł czy żyje?

Chyba tylko on potrafi zachować spokój w takich momentach…

-Nie wiem. Ale, ja nie…

-Dobrze, spokojnie, już jesteśmy pod waszym domem. Karetka zaraz będzie. Otwórz nam.

-Nie!! Nie zostawię go! Klucz macie pod wycieraczką! Albo za powojnikami Billa!! On je kochał!

-Dobrze. Były pod wycieraczką. Tom, on je dalej kocha i ciebie też. On żyje. Spokojnie. Przyjechała już karetka.

Słyszałem, jak wchodzą do domu i podążają do salonu. Z Gusem i Davidem był jeszcze Geo. Zaraz potem wpadli jacyś faceci w czerwonych strojach. Strażacy? Wszystko docierało do mnie jak przez mgłę. Jak mnie odciągają od niego. Jak krzyczę by mnie puścili. Jak mówią, że będzie żył i coś tłumaczą. Później poczułem ból w ramieniu. I ciemność zawładnęła moim światem.

Czy to mój koniec i dołączę do Billa? Nie, przecież będzie żył. A, co jeżeli ja pójdę do piekła za Billa, choć on pójdzie do nieba? Nie ważne. Zrobię wszystko.

Dla Ciebie wszystko, Billy.