czwartek, 18 sierpnia 2016

Rozdział 9

BILL   

Obudziły mnie jakieś dziwne odgłosy. W pierwszej chwili chciałem je zignorować, ale one wciąż narastały. Rozbudziłem się, ale nie byłem w stanie ruszyć nawet małym palcem. Po kilku chwilach, wśród krzyków i różnych innych, dziwnych odgłosów, usłyszałem ten jeden, upragniony głos. 

-Bill?! 

Słyszałem krzyk, który tak dobrze     znam, a którego nie słyszałem od kilku dni. Pełen niepokoju, troski...      to był głos Tom'a. Oczy zapiekły mnie od łez. rzecież to niemożliwe. Jego tu   nie ma. To nierealne. Ja jeszcze śpię. Tak, z pewnością to sen. Jednak naraz usłyszałem o    dgłos kroków i drzwi otworzyły się z hukiem. 

-Bill! 

Usłyszałem znów głos brata, ale nawet, gdybym chciał, nie mogłem się ruszyć. Leżałem przodem do ściany, trzęsąc się z zimna i bólu. Ktoś podszedł do mnie, a ja odruchowo się skuliłem jeszcze bardziej, jęcząc przy tym, bo naruszyłem obolałe ciało. Ktoś chyba za mną uklęknął, sądząc po dźwiękach, a mnie owiał znajomy zapach perfum. Perfum, które kupiłem Tom'owi jakiś czas temu. Czy ja mam już omamy? Duża, ciepła dłoń delikatnie chwyciła mnie za ramię i obróciła na plecy, czemu towarzyszył mój jęk. 

-Boże, Billy... 

Usłyszałem głos bliźniaka. Jeszcze nie do końca w to wierzyłem. Otworzyłem oczy i spojrzałem w tak dobrze znaną mi twarz. Ciemne dredy okalały jego idealną twarz, na której wymalowany był niezmierny strach i troska, ale też radość i miłość. Spojrzałem w bliźniacze, mokre oczy i rozchyliłem już usta, by przywołać jego imię, ale z mojego obolałego gardła wydobyło się tylko niewyraźne chrypnięcie. Od razu pokręcił głową. 

-Nic nie mów. Zabieram cię stąd, Billy. 

Szepnął i delikatnie wziął mnie na ręce, przytulając do siebie. Wtuliłem się w pierś brata na tyle, na ile byłem w stanie. Szeptał mi uspokajające słowa, wyprowadzając z tego przerażającego miejsca. Gdy wyniósł mnie z budynku, mimo zamkniętych powiek oślepiło mnie światło. Chyba to zauważył, bo po chwili poczułem, jak przytula mnie tak, bym twarzą był zwrócony jak najbardziej w jego stronę i by jego osoba chroniła mnie przed słońcem. Słyszałem czyjeś głosy, ale ledwo je rozróżniałem, skupiając się tylko na tej jednej osobie, o której tyle myślałem ostatnimi czasy. Wsiedliśmy do samochodu, a on nie wypuszczał mnie z objęć. 

Nie chciałem zasypiać, ale nie byłem w stanie dłużej mieć otwartych oczu i po niedługim czasie zasnąłem w jego ramionach.

***


  
TOM

-Panowie...no i pani. Idziemy odbić Billa Kaulitza! Willa porywacza znajduje się w dogodnej nam pozycji. Dan, ty zajmiesz się atakiem dystansowym z południa, od wejścia i będziesz przemieszczać się na zachód. Mark, dystansówka z północy na wschód, będziesz nas osłaniał jak wejdziemy... no i Ann oraz Michael będziecie małżeństwem. Porywacz ma ksywę "Staruszek", jest jakąś szychą z powiązaniami z mafią. Organizuje jakąś imprezę. Ja będę waszym ochroniarzem. Kiedy teren będzie czysty wkroczą Jorg i pan K...

-Tom...

Omawianie akcji zajęło nam jeszcze z godzinę, została zaplanowana na jutro wieczór, w między czasie dostałem glocka 17 i instrukcje obsługi... gdyby to było takie proste, jakby się wydawało, a tu nie! Raz nie to oko, zaraz odrzut, i jeszcze straszą rozcięciem ręki do kości! Sadyści! Pokazali nawet bliznę po takiej ranie... ech, granie na gitarze jest bezpieczniejsze... użeranie się z psychofankami nie koniecznie, ale... oni każdym dniem w wojsku ryzykują... nie wyobrażam sobie takiego życia... 


Znajdowaliśmy się w drewnianej chatce w środku tropikalnego lasu... marzenie...no! A ten sarkazm...cudowny, nie!? To nie są moje klimaty... biorę Billa i pojedziemy sobie do... gdzie tylko będzie chciał! Albo po prostu posiedzimy sobie w domu oglądając kreskówki, anime i robiąc konkursy kto przeczyta więcej komiksów w krótszym czasie... siedziałem przed tą chatą, słuchając kłótni małżeńskich... wiecie że Ann i Michael serio byli małżeństwem? Damon i Mark też! No! Nie mam pojęcia, gdzie go wzięli, ale się skurczybyki dobrali! Mark to na pewno uke, ale... no właśnie! Ale! ...ale nie ma to jak dwutygodniowy zakaz wstępu do łóżka... do łóżka. Teraz robią to w lesie, po tym, jak zaczęli się macać na stole ojciec ich wygonił, a teraz właśnie przysiadł się i siadnął sobie na pieńku... jak u dziadka na ognisku tylko brakuje kiełbasek na patyku... W chwili, w której to pomyślałem, wyciągnął kiełbasę i zaczął ją piec na zapalniczce.

Zaczął rozmowę...

-Co chcesz wiedzieć?

...bardzo elokwentnie.

-Dlaczego nas zostawiłeś? Albo, nie, z tego będziesz się tłumaczyć przy Billu. Powiedz... czy w wojsku jest, aż tak wspaniale, że zostawiłeś rodzinę?

-Tom...wojsko może stać się albo twoim piekłem, albo twoim domem...

-Rozumiem, że dla ciebie jest domem.

-Na początku, było wojsko, parę lat i wróciłem do was. Do Simon. Do domu, ale po pięciu latach, potrzebowali do jednostek specjalnych, kogoś z moimi predyspozycjami, musiałem rozwieść się z waszą matką, ponieważ mogło wam zagrażać niebezpieczeństwo.


 -Nie odpowiedziałeś na pytanie...

-Ech, wojsko jest moim piekłem, z czasem zaczęło zastępować mi dom, zacząłem się przyzwyczajać, ale ryzyko iż twój przyjaciel może za chwile umrzeć, uwierz, do najprzyjemniejszych nie należy... jak mógłbym nazywać to miejsce domem?


Zamilkłem, bo... znałem to uczucie tyle, że gorsze, bo śmierć grozi Bill'owi... to nie jest tylko przyjaciel. Naszą więź nie można nawet nazwać braterską... jesteśmy stopień wyżej... nie mam pojęcia jak to co jest między nami... to jest...

Hehe, gdyby nie był moim bratem nazwałbym to jakąś chemią... taką... niekończącą się fascynacje... coś co mamy tylko my... bo... jesteśmy tylko my... jesteśmy najbliżej... jak nikt...

Pewnych granic nie przekroczymy. Nie mógłbym...

-Tom...

Jost... przeszkodził mi w zagłębianiu się w tajemnice skarbu templariuszy...

-Hmm...???

-Ech... Tom... Dostałem filmy z Billem... nie są przyjemne... chcesz je...

-David... nie... nie zniósłbym tego, ale... powiesz...?

-Narkotyki, gwałty, zmuszanie do jedzenia surowych organów, psucie psychiki... po tych filmach... podobno nawet wyszkoleni agenci, byli tymi nagraniami... zniesmaczeni...

-Dzięki...


Powiedziałem słabo zrywając się z zamiarem pójścia w las... kątem oka zauważyłem jeszcze poruszoną wiadomością twarz ojca i tak samo przygnębionego Josta, a ja zniknąłem... w lesie znaczy się...

Ech, za niedługo będziemy razem... Ja i Billy... Odbijemy go, a jeżeli nie... to też go odbijemy! Do skutku! ... Chyba, że mnie opuści... 


Wtedy... w tedy pójdę za nim i z nim zostanę... W sumie... to pierwszy raz myślę, co by się stało, jakby mojego braciszka zabrakło. 

Odpowiedź prosta. Nie przeżyłbym. Uschnąłbym.... czyli... są trzy rozwiązania: 

1. Umarłbym, no bo nikt nie, żyje bez serca 
2. Zostałbym warzywkiem, bo przecież, straciłbym umysł 
3. Popełniłbym samobójstwo, bo moje życie straciło by sens.

No... definitywny KONIEC.

Chodziłem... i chodziłem, aż... wróciłem....

Em... Mam ochotę na gofry...

Podszedłem do drzwi i usłyszałem głos, który kocham... ale słowa, które usłyszałem, mnie... zraniły, no bo... jak on może myśleć, że teraz siedzę na kanapie! Przecież stoję! I to na jakiejś zapchlonej wyspie, na drugim końcu świata, ale...rzeczywiście między nami się psuło i... chyba ma prawo tak mówić...

-Taki pewny jesteś? A co, jak ci powiem, że nie jestem najważniejszą osobą w jego życiu? On równie dobrze może siedzieć na kanapie z najdroższą mu osobą i wyrzucać te filmiki do kosza, kompletnie nie przejmując się moim losem. Od jakiegoś czasu nie jest między nami tak, jak najwyraźniej sądzisz, że jest. Nie da ci pieniędzy za mnie. Jestem przeszkodą na jego drodze, czemu miałby chcieć ratować kogoś, kto mu zawadza? Myślisz, że wiesz wszystko, wiesz, w jakie punkty uderzyć? Mylisz się!

Słowa które usłyszałem później sprawiły, że z moich lampideł... takich szklanych... pociekła woda... No co! Ja się tylko pocę przez oczy!

-Ja oddam za niego życie, kocham go! Tom jest mi najbliższy, ale ja mu nie. Jeśli myślałeś, że przyleci tu z furą forsy, żeby mnie uratować, to się mylisz. Dla wszystkich będzie lepiej, jeśli tu zdechnę! Cholera, weź mnie po prostu dobij! I tak masz zamiar to zrobić! Nienawidzę cię, i nienawidzę tego, że unieszczęśliwiam kogoś, na kim najbardziej mi zależy! 

No i się rozkleiłem...


*** Następnego dnia wieczorem***


Ann i Michael, są już w środku, snajperzy po cichu zdjęli już większość ochroniarzy. Zaraz wchodzę razem z Jostem i Danem... Steruje się... Mam strzelać z broni palnej... do żywych ludzi z ostrej amunicji. Ale... może obejdzie sie bez zabijania? Oby...

Dan dał znak, żeby wchodzić. Teren był czysty, a mnie... oblał zimny pot... prawie jak przed egzaminem z niemieckiego... te drreeszcze... załadowałem kadeta... powiedzieli, że do glocka się nie nadaje. Ale kadet też fajny, tyle, że kaliber ma mały... no zupełnie inna bajka niż glock.

Glock lepszy. Wiadomo.

Wracając do szturmu to... wszedłem do willi i nic nie widziałem. Me oczy spowiła mgła... wszędzie było biało... na bieli przede mną pojawił się czarny napis "Billy" ...
Kolejny... i kolejny, aż pojawiła się droga i puściłem się pędem, bo... bo wiedziałem, że tam jest moje życie... mój Billy...

Chyba coś krzyczałem... zapewne przywoływałem go do siebie... nie mam zielonego (całej tęczy wręcz) pojęcia co mówiłem i czy w ogóle ową czynność wykonywałem...


Dobiegłem do jakiś drzwi (o mało nie zabijając się na schodach, ale kogo to obchodzi?) Chyba je wyważyłem... 

To co zobaczyłem za nimi... to... to... sprawiło, że można mnie nazwać beksą... 

Mój Billy... podszedłem do niego powoli, a on... skulił się w sobie jeszcze bardziej, jęcząc z bólu... 

-Boże, Billy...

Nie zdawałem sobie sprawy, że mówię na głos, ale.... chuj z tym! Mam mojego Billa! Z patrzydeł wyleciały łzy przerażenia pomieszane z tymi ulgi i radości, bo . .. wiem że to głupie, ale jak go boli znaczy, że żyje... to dobrze...., a to przeczucie, że będzie tylko lepiej... dodało mi siłę, którą nie wiem kiedy straciłem...

Podszedłem do niego, a kiedy próbował coś powiedzieć, od razu go łagodnie skarciłem


-Nic nie mów. Zabieram cię stąd, Billy.
 

Wziąłem go na ręce i zaniosłem do helikoptera, w którym znajdowali się konowały. I wtedy... wtedy ujrzałem tego... tego... tego... no nawet wysłowić się nie mogę! Tego [CENZURA] porywacza mojego kochanego! Ruszyłem od razu w jego stronę. Zadałem tylko jeden, ale zw to mocny cios i zawyłem z bólu. Kurwa co jest! Boli... Ktoś do mnie podszedł, i zaprowadził do helikoptera.

Ujrzałem tylko Billa, poczułem ukłucie i ogarnęła mnie dla odmiany ciemność.
***

Tydzień...

Tydzień mojej biografii, zajęty został przez ciągłe siedzenie w szpitalu, a na to zostało położona mgła.
Z tego tygodnia pamiętam tylko wiadomość, iż Billy  będzie, żył i że mam skręcony bark. Kojarzę też, że ktoś wyganiał mnie do domu, ale ja siedziałem cały czas przy Billim.

Nie poddałem się!

Teraz też przy nim siedzę ale... jestem zmęczony...


Zasnąłem przytulony lekko do dłoni mojego braciszka.

BILL

Obudziłem się, słysząc pikanie jakiejś maszyny i czując jakieś ciepło na prawej dłoni. Całe moje ciało było ociężałe, ale chciałem się przekonać, czy mój sen był rzeczywistością, więc powoli otwarłem powieki, mrugając chwilę, by przyzwyczaić się do światła. Gdy już mogłem normalnie widzieć, odwróciłem twarz w prawo z lekkim uczuciem bólu. Przy moim łóżku siedział mój bliźniak. A raczej na wpół leżał, ponieważ jedną dłonią trzymał mój odpowiednik, a na drugiej ręce miał położoną głowę i słodko spał, tak spokojnie, oddychając przez lekko otwarte usta. Uśmiechnąłem się delikatnie i wyciągnąłem lekko zdrętwiałą, lewą rękę, by po chwili wplątać palce między jego dredy i delikatnie głaskać brata po głowie. W tym momencie Dredziarz zaczął się budzić, więc zabrałem rękę, co okazało się nie być aż takim wysiłkiem, jak się spodziewałem. 

Spojrzałem na niego lekko wystraszony. Wciąż dobrze pamiętam, w jakiej atmosferze się rozstaliśmy, i bałem się, że będzie na mnie wściekły. Gdyby nie moja głupia myśl ucieczki, nie wplątałbym się w coś takiego i nie musiałby się przeze mnie zamartwiać, a teraz nie musiałby spać na niewygodnym krześle, na wpół oparty o moje łóżko. Przecież on musi być wściekły! I jeszcze te filmiki, na pewno wytrąciły go z równowagi... A co, jeśli uzna, że ja to wszystko ukartowałem, żeby rozstał się z Rią? A tak w ogóle, to gdzie ona jest? Nie chcę, żeby tu była! Będzie na mnie krzyczeć, a starczy mi już, że Tom na mnie nawrzeszczy. Ja tak nie chcę...

W jednej sekundzie przez głowę przeleciała mi setka myśli, a ja nie byłem w stanie uchwycić się żadnej na dłużej. W oczach poczułem piekące łzy i skuliłem się odruchowo, przy czym jęknąłem, bo zabolało mnie ciało. Czekoladowe oczy spojrzały na mnie, jeszcze lekko zaspane. Byłem zaskoczony, że nie zauważyłem w nich złości, ale nie wpatrywałem się w nie zbyt długo, bo wystraszony spuściłem głowę, zakrywając twarz włosami. Boję się własnego bliźniaka... do czego to doszło? Do czego nas zaprowadzi? Czemu mnie uratował? Nie musiał, ma Rię... Po co mu ja? W końcu ja tylko przeszkadzam w ich związku...

Sam nie wiem, kiedy zacząłem płakać, ale nagle ciepła dłoń ujęła mnie za podbródek i nie zważając na drżenie mojego ciała, brat uniósł delikatnie moją głowę, by móc mi patrzeć w twarz, i starł kciukiem niechciane łzy. Między jego brwiami pojawiła się zmarszczka, która oznaczała, że jest zdziwiony i jednocześnie zaniepokojony moją reakcją.

-Billy, co się stało?

Zawsze zdrabnia moje imię w wyjątkowych sytuacjach. Kiedy chce mnie pocieszyć, kiedy jest bardzo szczęśliwy... rzadko to robi, a lubię, gdy w ten sposób wymawia moje imię. Brzmi wtedy tak ładnie... a jest takie zwykłe. Odpowiednie dla takiej zwykłej osoby jak ja. Drżałem, i nie mogłem tego w żaden sposób opanować, co na pewno zdziwiło mojego bliźniaka, bo zmarszczka się pogłębiła.

-Ja... Ja przepraszam! Za wszystko, za to, że przeszkadzam, że przeze mnie musiałeś zawracać sobie głowę i że przeze mnie teraz musiałeś spać na tym niewygodnym krześle, i że ciągle musisz się mną zajmować, bo nie umiem sobie sam poradzić, przepraszam, przepraszam, przepraszam!

Mój głos brzmiał słabo, a w dodatku załamywał się przez łzy. Zaskoczenie na jego twarzy było ogromne, a potem zrobił coś, co sprawiło, że rozpłakałem się jak małe dziecko. Usiadł na łóżku i mocno mnie do siebie przytulił, chowając w swoich ramionach przed światem. Poczułem się bezpieczny, chociaż cały czas coś mi mówiło, że za chwilę to się może skończyć i na powrót będzie źle.Tulił mnie do swojej piersi i kołysał się ze mną, jednocześnie głaszcząc ciepłą dłonią mój kark i plecy, szeptając, że już jest dobrze i nie mam za co go przepraszać. Gdy już się uspokoiłem, odsunął mnie trochę od siebie i spojrzał w oczy. Był bardzo poważny w tym momencie.

-Billy, braciszku... Ech, wyszedłem ze szpitala. Byłem naprawdę wkurwiony więc poszedłem się napić i... upiłem się śpiewając koreańskie piosenki. Rano, gdy się obudziłem, czułem, że coś jest nie tak, ale nie byłem w stanie określić, co to takiego. Potem znalazłem list od ciebie i zadzwoniłem do hotelu, a gdy się okazało, że tam nie dotarłeś, Jost pewnie był blisko uznania iż trzeba wysłać mnie do wariatkowa. Ktoś odebrał twój telefon a potem stwierdził, że leży na Alasce. Dostawałem szału na myśl, że cię obok nie ma. Billy, ja nie nadaje się na twojego brata. To prze ze mnie cię porwali i... i to wszystko zrobili.  Dostałem pierwsze nagranie. Gdy to oglądałem... krzyczałem i płakałem, zupełnie, jak ty. Bolało. Ty przeżyłeś to wcześniej, ale... czułem to, chociaż pewnie i tak to było nic w porównaniu z bólem, jaki ty musiałeś czuć.

Spuściłem głowę i zamknąłem oczy. Dobrze pamiętam to uczucie, gdy każda komórka ciała pali cię żywym ogniem.

-Gdy kazałeś mi zrezygnować, pomyślałem, że chyba cię pojebało. Choćby porwali i wywieźli w kosmos do innej galaktyki, szukałbym cię, aż do skutku. Ja cię szmaciłem, i nie zaprzeczaj, nie mów mi, że było dobrze, bo nie było i dobrze o tym wiesz. 

Zastrzegł sobie, gdy już otwierałem usta. Zamknąłem je i czekałem, co powie dalej.

-Zaraz po tym miałem jechać z Jostem do Berlina, ale zanim wsiedliśmy do auta, poczułem się słabo i... no zemdlałem. Obudziłem się w szpitalu, gdzie David jak zwykle kłócił się z Rią. Ona cię obrażała! Po dość burzliwych czynach zerwałem z nią. Mam nadzieję więcej jej nie zobaczyć. Suka. Pf. I wtedy poczułem nową falę bólu, dali mi coś na uspokojenie i zasnąłem. Uciekłem ze szpitala, wyjechałem do Berlina, pogadałem z Aniołem i służby cię znalazły. Nie widziałem nagrań oprócz pierwszego i słyszałem co mówiłeś w ostatnim... Nie przeżyłbym tego, czułem ból który czułeś w momencie jego zadawania. Nie przeżyłbym patrzenia jak cię ranią. Przepraszam. Nie nadaje się na starszego brata ciągle cię ranię, a jesteś najbliższym mi ludziem. Jestem beznadziejny.

Wyznał, a mi na sercu zrobiło się odrobinę cieplej po jego ostatnich słowach. 

-W Berlinie cię zlokalizowali i od razu po ciebie ruszyliśmy. Ja, Jost i odział specjalny. Przepraszam, Billy. Nie zawadzasz mi, jesteś najdroższą mi osobą i umrę bez ciebie. Jestem idiotą, jeżeli jeszcze jakaś suka z niezłym biustem zacznie mi mieszać w łepetynie to mnie walnij. Zainwestuje nawet dla ciebie w rękawice bokserskie i podpisze papierek, że daje ci na to zgodę. Postawiłem Rię na pierwszym miejscu, a to ty zawsze i bezwarunkowo je zajmujesz. Przepraszam, braciszku. Kocham cię.

Zakończył, a ja po prostu mocno się w niego wtuliłem. Objął mnie i tulił do siebie, a ja wdychałem jego zapach i chłonąłem jego ciepło.

W końcu czuję się bezpiecznie.

1 komentarz:

  1. I jeszcze bezczelnie się przyznajesz, że tego nie oglądałeś, Tom? *kręci z pożałowaniem głową* Wstyd. Wstyd i hańba! No, ale może jakoś to przeżyje. Pf.
    Pozdrawiam xoxo

    OdpowiedzUsuń